"Na wyspy!" to blog przedstawiający przebieg pracy misyjnej wśród Polaków mieszkających od niedawna na Wyspach Brytyjskich. Inicjatywa o takim charakterze zrodziła się w 2007 r. w sercach ludzi z pewnej społeczności ewangelicznej w Gdańsku. Poczytaj i skontaktuj się z nami, jeśli chcesz wyruszyć na Wyspy w tym samym celu co my :).
poniedziałek, marca 30, 2009
Drogheda: Mężczyźni z portfelem
Wygląda na to, że mamy narazie ok. 12-13 osób w grupie wyjeżdzającej na wyjazd misyjny do Droghedy w sierpniu br.
Zostały jeszcze 2-3 wolne miejsca, ale z racji niedoboru braci, chciałbym je obsadzić mężczyznami. I to z niewąskim portfelem, bo wygląda na to, że dzisiaj bilety kosztują już (łącznie z odprawą i bagażem) jakieś 1000 pln...
Są jacyś chętni? ;) Czekam na zgłoszenia przez wpis do komentarzy i/lub na maila (nawyspy@gmail.com)
Od czasu do czasu trafia w moje ręce książka, opisującą współczesną rzeczywistośc, która mnie (a pewnie nie jestem sam) wyprzedza. W niektórych aspektach o lata świetlne :).
Taką książką jest właśnie "Kiedy niebo nawiedza ziemię", autorstwa kalifornijskiego pastora Billa Johnsona ze społeczności Bethel Church. Podtytuł tej pozycji to "Praktyczny przewodnik po życiu pełnym cudów".
Tytuł książki odpowiada rzeczywistości, którą ona przedstawia.
I to, co ciekawe, nie tylko rzeczywistości *oczekiwanej* w kręgach chrześcijańskich (zwiastowanie ewangelii o Królestwie Bożym w mocy, pośród znaków i cudów, uruchomienie całego Kościoła, a nie tylko garstki do posługiwania w mocy, podniesienie poziomu wiary w modlitwach o fizyczne uzdrowienie), ale - przede wszystkim - rzeczywistości *doświadczanej*.
"Kiedy niebo..." jest bowiem zapisem tego co się może wydarzyc, kiedy jeden pastor i jedna społecznośc wezmą Boga za Słowo i zaczną nie tylko modlic się z wiarą o powrót usługiwania Kościoła, któremu towarzyszą znaki i cuda, ale także praktykowac, ryzykowne przecież na początku, modlitwy o ludzi, którzy znaleźli się w bezndziejnych sytuacjach.
To co najpiękniejsze w tym niezwykłym codziennym życiu społeczności z Redding w Kalifornii to fakt, że taka "posługa znaków i cudów" nie jest ograniczona ani do miejsca (budynek kościelny), ani do wybranych osób (pastorzy, liderzy). Wręcz przeciwnie - liczne opisy sytuacji np. uzdrowień świadczą o tym, że pełni wiary i odwagi, niejednokrotnie młodzi ludzie, modlą się o potrzebujących na ulicach, w supermarketach, na dworcach i innych miejscach publicznych.
I co najpiękniejsze - Bóg przyznaje się do tych modlitw, a ludzie są uzdrawiani, często poprzez tzw. cuda twórcze jak natychmiastowe zagojenie złamania, zniknięcie narośli czy guza, cuda związane z udrowieniem chromych czy niewidomym.
Czyli nie chodzi tutaj, z całym szacunkiem, o uzdrowienie z bólu głowy :)).
Jednocześnie autor, Bill Johnson, jest człowiekiem głęboko oddanym rzeczywistości Jezusa Chrystusa i obecności Ducha Św. w osobistym życiu.
Oto kilka moich ulubionych cytatów z książki (tłumaczenie własne, gdyż czytałem w oryginale):
"To, że nie doświadczamy cudów nie jest wynikiem tego, że taka jest Boża wola dla nas. Problem znajduje się w naszej głowie (dosł. "między naszymi uszami"). Potrzebujemy odnowienia umysłu, które jest możliwe wyłącznie poprzez działanie Ducha Św. A ten najczęsciej pojawia się z życiu ludzi desperacko pragnących Jego działania".
"Większośc chrześcijan pokutuje na tyle mocno, aby doświadczyc Bożego przebaczenia, ale nie na tyle, aby zacząc życ w rzeczywistości Jego Królestwa."
"Pewna kobieta, która potrzebowała cudu w swoim życiu kiedyś powiedziała mi, że czuła, że Bóg dopuścił do jej choroby w pewnym celu. Odpowiedziałem jej, że gdybym ja w ten sposób traktował swoje dzieci, zostałbym aresztowany za zaniedbanie funkcji rodzicielskich".
"Większośc ludzi, których znam, a których pełni są niewiary, nazywa samych siebie realistami. Ludzie wiary również są realistami - tyle, że pokładają ufnośc w realności rzeczywistości niewidzialnej".
"Życie z Bogiem nie sprowadza się do trzymania się mapy drogowej, ale ma stac się wycieczką z przewodnikiem".
"Jeśli osoby, o które się modlę nie zostaną uzdrowione, nie będę próbował za pomocą racjonalnego wyjaśnienia ukoic ich ból wynikający z tego, że ich sytuacja nie zmieniła się. Zamiast tego, będę nadal zabiegał o ich uzdrowienie, do czasu kiedy ono nadejdzie albo do czasu, gdy osoba ta odejdzie do Pana. Nie obniżam biblijnych standardów do poziomu tego, co aktualnie przeżywam."
Ta książka podsyca wielki duchowy głód oglądania pełni Bożego Królestwa (w znakach i cudach) również za naszego życia. Będę do niej często wracał. Aż przestanie opisywac tylko to, czego się spodziewam i o co się modlę, a zacznie oddawac również to, czego doświadczam.
********** Poniżej dwa fragmenty kazania Billa Johnsona na temat "Kiedy niebo nawiedza ziemię"
Pewnie mogłem tego nie wrzucać, ale pomysły Setha Godina na zwiększenie efektywności spotkań (nie tylko biznesowych) są po prostu zbyt dobre, by się nimi nie podzielić ;).
Obserwując wyspiarskie fora internetowe stworzone dla/przez naszych rodaków, dość często widuję zapytania o to, gdzie w okolicach miasta XYZ można znaleźć jakąś ewangeliczną (np. zielonoświątkową) wspólnotę.
Poniżej zatem garść linków dla ewentualnych szukających - dodam, że nie znam tych kościołów osobiście, ale są one polecane przez kościoły z Polski, które znam i cenię. Istnieje zatem wysokie prawdopodobieństwo, że są to wspólnoty budujące i otwarte na naszych rodaków.
Tak jak rozmawialiśmy, osoby które zdecydowały się kupić już bilety do Droghedy (Irlandia) na sierpień br na nasz wyjazd misyjny nr. 13, proszone są o wrzucenie mi takiej informacji w komentarzach do tego posta, mailem lub drogą smsową.
Można również, dla orientacji pozostałych chętnych, podać aktualną cenę biletu w dniu zakupu.
Poniżej lista szczęśliwych posiadaczy biletów na wyjazd:
1. Kinga P. 2. Darek P. 3. Ewa Sz. 4. Patrycja Sz. 5. Ania H. 6. Natalia H. 7. Marzena Z. 8. Patryk Z. 9. Żaneta R. 10. Ania Cz. 11. Darek Cz. 12. ja
Mimo że do dnia pierwszego nabożeństwa otwierającego działalność Kościoła dla Miasta w Krakowie zostało prawie dwa miesiące, warto sobie zapisać w kalendarzu poniższą datę.
Zibi i Magda Marzec oraz ich dzielni współpracownicy będą gościć Reggie Dabbs'a - bezkompromisowego i pełnego ciepłego poczucia humoru ewangelistę z USA.
Jeśli ktoś będzie wtedy w Krakowie - koniecznie wpadnijcie do KdM :)
Dzisiaj kolejny odcinek mojego rozważania na podstawie wersji NASB Dziejów Apostolskich. Poprzednie można znaleźć szukając zakladek określonych jako "Podróż przez Dzieje".
"W pomieszczeniu na piętrze, gdzie byliśmy zgromadzeni, było wiele lamp".
Dzieje Ap. 20:8
Fragment z zaśnięciem Eutychusa na parapecie okna i następującym po nim upadkiem w trzeciego piętra bywa oczywiście rozważany pod różnym kątem. Czytałem rozważania na temat efektów zbyt długich kazań (w końcu w tym fragmencie czytamy, że Paweł przeciągnął swoją mowę aż do północy), wniosków płynących z siadywania w tylnych rzędach (lub na parapecie), a także o tym, że nie każdy kaznodzieja przemawia do każdego.
Ja natomiast dzisiaj chciałbym skupić się na nieco innym aspekcie.
Chcę zwrócić uwagę na to, że Eutychus usnął, mimo tego, że w sali było wiele lamp. Oznacza to, że była ona dobrze oświetlona. Prawdopodobnie nie było też zbyt zimno (lampy), ani zbyt ciepło (okna, które w tamtych czasach nie miewały okiennic).
Idealne warunki do słuchania wielkiego kaznodziei.
Z Eutychusem było jednak inaczej. Jego historia, z happy endem - poczytajcie dalej Dzieje - wskazuje mi dzisiaj na jedną ważną rzecz. Podczas gdy dla jednych ludzi lampa jest źródłem światła i ciepła, dla innych może stać się źródłem usypiającego dymu. Innymi słowy: zawsze znajdziesz to, czego szukasz.
Jeśli byłbyś tego dnia w Troadzie i Twoje nastawienie do spraw Bożych byłoby negatywne, zawsze byłoby na co ponarzekać:
a) spotkanie zaczęło się za późno, w dniu pracy, kiedy ludzie byli zmęczeni; b) ogłoszony cel spotkania był nieco inny niż treść (zeszli się na łamanie chleba, a słuchali przedłużającego się kazania) c) kaznodzieja przynudzał; d) na sali było tak mało miejsca, że ludzie musieli siedzieć na parapetach okien e) nikt nie zadbał o BHP, w wyniku czego doszło do ofiar w ludziach ;).
Casus Eutychusa pokazuje mi wyraźnie, że nawet gdyby gdzieś działał wielki człowiek Boży (Apostoł Paweł) i doszłoby do nadprzyrodzonej Bożej interwencji (wskrzeszenie z martwych), i tak pewnie znajdą się ludzie, którzy będą kręcić na wszystko nosem. Jedni po prostu zasną w trakcie spotkania i i tak nie skorzystają, a inni będą winić chrześcijan za swój stan, swoje życie (lub jego brak) lub stan świata.
Myślę, że Apostoł Paweł wybrał najlepszą drogę posługi w Troadzie: przekazać, to co miał do przekazania, zareagować na istniejącą potrzebę człowieka (wskrzeszenie Eutychusa), wrócić do zwiastowania, a następnego dnia pójść dalej.
I takiego połączenia pomiędzy praktyką słowa mówionego a praktyką działania życzę każdemu z nas. Łączmy te dwie rzeczy w mocy Ducha Św. nie dając się powstrzymać tym, którzy doszukują się dziury w całym.
Jeśli wieje im dymem po oczach, to może stoją pod Wiatr? :)
Do wyjazdu nr. 13 do Droghedy pozostało dokładnie:
137 dni
A spotkania przygotowujące zaczniemy już pewnie w połowie maja, bo w lipcu pewnie się trzeba będzie liczyć z tym, że część grupy wyjazdowej będzie miała różne urlopy, etc... :)
Ponieważ większośc grupy wybierającej się na wyjazd misyjny do Dorghedy w Irlandii może rezerwowac bilety na taki wyjazd po raz pierwszy, poniżej przedstawiam skrócony opis tego, jak to można zrobic posiadając wypukłą kartę kredytową.
Procedura rezerwacji biletów dotyczy póki co wyłącznie osób, które znalazły się na wcześniej zgłoszonej liście, którą można znaleź tutaj. Kolejnych ewentualnych chętnych (choc nie mamy jeszcze ostatecznego potwierdzenia liczby osób, które nasi gospodarze będą w stanie przyjąc) proszę najpierw o kontakt ze mną. Osoboisty lub mailowy (adres na prawym marginesie bloga).
Oto jak rezerwujemy bilety:
1. Odpalamy stronę www.ryanair.com
2. Na pierwsze stronie w środkowej częsci wybieramy: miejsce odlotu: Gdańsk, miejsce przylotu: Dublin i zaznaczamy opcję "lot w obie strony"
3. Z listy obok wybieramy daty: odlotu: 6 sierpnia 2009 (czwartek) i powrotu: 11 sierpnia, 2009 (wtorek)
4. Wybieramy właściwą liczbę pasażerów (w przypadku wyjazdu rodzic-dziecko)
5. Klikamy przycisk "Wyszukaj loty"
6. Otwiera nam się strona przedstawiająca szczegóły lotów: datę, godzinę, i przede wszystkim cenę biletu.
7. Klikamy opcję zaznaczoną granatowym przyciskiem "Wybierz i kontynuuj", który znajduje się pod szczegółami lotów.
8. Otwiera nam się kolejna strona, na której zaznaczamy krzyżykiem okienko "Ważne" znajdujące się na żółtym polu i klikamy znajdujący się niżej przycisk na granatowym tle "Potwierdź przeloty"
9. Wypełniamy dane osobowe pasażerów ze szczególnym uzwględnieniem:
a) każdy pasażer sugeruję żeby wziął tylko JEDNĄ sztukę bagażu i odprawił się na lotnisku (drożej, ale pewniej niż odprawa online, szczególnie jeśli nigdy takiej nie robiłeś wcześniej samodzielnie)
b) podjęcia decyzji, czy interesuje nas pierwszeństwo wejścia na pokład
c) NIE ZAZNACZANIA opcji "Wykup ubezpieczenie" (zostawiamy jako "bez ubezpieczenia") - bo będziemy mieli własne, grupowe, wykupione w firmie ubezpieczeniowej, co wyjdzie taniej i obejmie więcej aspektów wyjazdu.
10. Przechodzimy do kolejnej strony, gdzie pojawia się ostateczna suma do zapłacenia i można dokonac płatności kartą. Z tego co teraz widzę, istnieje możliwośc zapłacenia również kartami innymi niż wypukłe kredytowe, ale jakoś nigdy tego nie próbowałem...
Gdyby były jakiekolwiek pytania czy wątpliwości - dzwońcie!
Wiem wiem, miałem wrzucić pełne informacje, ale... ciągle się zastanawiam czy rzeczywiście już teraz kupować (cena jednego biletu dla osoby dorosłej plus 1 sztuka bagażu odprawiana na lotnisku to prawie 700 pln), czy może szukać innej opcji lub poczekać na jakąś promocję na trasie Gdańsk-Dublin-Gdańsk...
Chyba, że ktoś coś znalazł w innych liniach niż Ryanair, co jest sensowne, tańsze i lata w naszych datach (6-11 sierpnia)?
Może do niedzieli się zdecydujemy ostatecznie... Wierzcie mi, niezdecydowanie podyktowane jest wyłącznie kosztami, niczym innym :).
Gościnnie udzielamy dzisiaj miejsca informacji na temat konferencji "Powrót do Edenu", która odbędzie się w Gdańsku 25 kwietnia br w hotelu Scandic (były Holiday Inn) na przeciwko dworca PKP.
Wykładowcami będą pastorzy Grayson i Del Jones z International City Church w Doncaster w północnej Anglii, z którymi współpracujemy w ramach stałego działania wśród Polaków.
Popatrzcie jak będą wyglądały zaproszenia na tę konferencję:
Warto sobie zaznaczyć datę 25 kwietnia w kalendarzu, i jeśli tylko macie taką możliwość, przyjechać do Gdańska :)
Bardzo lubię podejmować ewentualne "ryzyko" i czytać książki chrześcijańskie, o których wiem (z wcześniejszych recenzji) lub mogę się domyślać, że będą mnie duchowo rozciągać. Mam na myśli takie książki, których treść rzuci wyzwanie mojemu myśleniu, duchowości, praktyce dnia codziennego.
Taką książką jest właśnie "The Shack" (chwilowo dostępna z tego co wiem, jedynie w jęz. angielskim, ale jestem przekonany, że zostanie wydana również po polsku).
Fabułę książki można streścić w zasadzie w jednym zdaniu złożonym: Mackenzie Allen Phillips, którego córka została porwana i zamordowana w czasie rodzinnego wyjazdu w góry, dostaje propozycję od osoby określającej się jako "Papa" do powrotu do tytułowej chatki (the shack) na weekend. Nie wiedząc, czy to żart zabójcy czy szansa od Boga, Mackenzie podejmuje wyzwanie, które odmieni jego spojrzenie na świat, życie, wieczność i samego siebie.
Ok, wyszły mi dwa zdania złożone podsumowania fabuły ;).
Ale nie fabuła jest w tej książce najważniejsza.
Na głównym miejscu nie stawiałbym również warstwy teologicznej - która w internetowych dyskusjach o książce wywołuje najgorętsze emocje.
Najistotniejsza w "The Shack" jest wyobraźnia autora. Przedstawienie - wielce przemawiających do mojej wyobraźni, muszę przyznać - odpowiedzi na pytania życia, które przedstawia autor w kontekście historii głównego bohatera.
Więcej nie powiem, bo wiem, że nawet niektórzy czytelnicy tego bloga z Wysp są akurat w trakcie czytania :)
Polecam lekturę i samodzielne wyciągnięcie wniosków. Mnie się podobało. Bardzo.
Zobaczcie sami jak pięknie rośnie budynek konferencyjny o nazwie Xcel Centre, w którym spotykac się będzie od jesieni zaprzyjaźniony z nami kościół Xcel Church z Newton Aycliffe.
Poniżej raport wideo z marca tego roku. Oprowadza nas niezastąpiony Chezz:
W ubiegłą niedzielę mieliśmy krótkie spotkanie informacyjne, w wyniku którego pojawiła się lista osób potwierdzających swoją chęc udziału w sierpniowym wyjeździe misyjnym do Droghedy.
Do czasu kiedy dowiemy się ostatecznie jak liczna może byc grupa, lista chętnych będzie chwilowo zamknięta, a jako ewentualne kolejne osoby dopisywani będą chętni z listy rezerwowej (można ją wyszukac na blogu za pomocą słowa kluczowego "Drogheda").
List uczestników (z dwoma znakami zapytania, do wyjaśnienia w ciągu najbliższych kilku dni):
1. Asia S. ? 2. Kinga P. 3. Darek P. 4. Ewa Sz. 5. Patrycja Sz. 6. Ania H. 7. Natalia H. 8. Marzena Z. 9. Patryk Z. 10. Żaneta R. ? 11. Ania Cz. 12. Darek Cz. 13. ja
Nie przestaję myślec o (wysokich) cenach biletów liniami Rynair na bezpośredni lot na trasie Gdańsk-Dublin-Gdańsk w sierpniu tego roku...
Na dzisiaj wychodzi ok. 650 pln łącznie za osobę z jedną torbą bagażu
Póki jeszcze czekamy na ostateczne potwierdzenie terminu i liczby osób ze strony kościoła w Droghedzie, proponuję, abyśmy szukali alternatywnych połączeń lotniczych - przykładowo może coś z innego miasta w Polsce (Bydgoszcz? Poznań?) do innego miasta w Irlandii (Cork? Shannon?).
Sam już nie wiem - ja te połączenia też posprawdzałem i... albo nie ma lotów w tym terminie, albo wcale nie jest taniej. Ale może ktoś znajdzie jakieś inne linie lotnicze niż Ryanair czy Wizzair (te sprawdzałem).
Podróż przez Dzieje (17): Zgodnie ze swoim zwyczajem
Zgodnie ze swoim zwyczajem ;), kontynuuję rozważanie Dziejów Apostolskich w wersji NASB (New American Standard Bible) w przekładzie własnym. Wcześniejsze odcinki "Podróży przez Dzieje" można znaleźć tutaj: pierwszy, drugi, trzeci, czwarty, piąty i szósty.
"A Paweł, zgodnie ze swoim zwyczajem, udał się rozmawiać z Żydami na podstawie pism przez trzy sabaty"
Dz. Ap. 17:2
Skoncentruję się na pierwszej frazie tego wersetu: "zgodnie ze swoim zwyczajem".
Dzisiaj wiele się mówi w mediach na temat pozbywania się niewłaściwych przyzwyczajeń i nałogów. Co rusz jakaś znana persona rzuca palenie, zmienia tryb życia, obniża ciśnienie, przechodzi na dietę, zaczyna ćwiczenia, czy walczy z cholesterolem.
Myślę, że na równi ze słuszną troską o swoje ciało, warto jest dbać o dobre duchowe zwyczaje: nie tylko, jak mówimy w naszych kręgach, "kiedy Duch powieje". Zrzucanie odpowiedzialności na Ducha Św. za nasze własne braki nie wydaje mi się ani rozsądne, ani rozwojowe :).
Popatrzmy na przykłady zwyczajów Apostoła Pawła. W zacytowanym fragmencie czytamy o rozmowach z ludźmi na temat ewangelii. W innych miejscach Nowego Testamentu możemy dowiedzieć się o tym, że miewał w zwyczaju śpiewać Bogu na chwałę gdy był zamknięty w więzieniu, ograniczać swoje potrzeby dla dobra innych, zarabiać na życie utrzymywaniem się pracą swoich rąk, czy słuchać bardziej Boga niż ludzi, nawet jeśli - pozornie - nie wychodziło mu to na zdrowie.
Ciekawe zwyczaje.
Czuję się mocno zachęcony od drugiej połowy ubiegłego roku do tego, aby dbać bardziej o to, co stanie się moim nowym duchowym przyzwyczajeniem. Pomaga mi w tym model, opisujący zasadę tworzenia się dobrych nawyków:
Weźmy przykładowo nawyk umiejętności prowadzenia samochodu. Początkowo (gdy nie masz prawa jazdy) człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy z tego, o jak wielu rzeczach trzeba pamiętać, kierując autem. Później (pewnie w okolicach pierwszych kilku lekcji jazdy na kursie) pojawia się świadoma niekompetencja: "Ja się nigdy nie nauczę!" / "To dla mnie zbyt trudne!". Na tym etapie wielu ludzi rezygnuje z wypracowania nowego nawyku / umiejętności.
Kilkadziesiąt pierwszych jazd po mieście to etap świadomej kompetencji - niejednokrotnie człowiek jest przytłoczony liczbą czynności, o których należy pamiętać, kierując pojazdem: miejsce pedałów pod stopą, dzwignia skrzyni biegów, lusterka boczne, kierunkowskazy, kilkanaście wskaźników na desce rozdzielczej... Dopiero po setkach czy tysiącach przejechanych kilometrów pojawia się błogi etap nieświadomej kompetencji. Sprawnie kierujesz samochodem, nie myśląc o wykonywanych właśnie czynnościach.
Czuję się zachęcony przez przykład Apostoła Pawła do zmieniania swoich przyzwyczajeń na lepsze i do tego, by w życiu duchowym, nie chodzić po najmniejszej linii oporu.
Mam nawet pewien pomysł na następny 40-dniowy okres zmieniania nawyków: chciałbym się nauczyć na pamięć choćby jednego rozdziału któregoś z listów Pawła. Może do List do Efezjan? To byłoby coś, co mógłbym robić - zgodnie ze swoim zwyczajem, żeby raz w roku zrobić coś, czego się nie robiło jeszcze nigdy w życiu :).
A Ty - jakie nowe nawyki w sobie rozwijasz w tym roku?
Podobnie jak w przypadku Doncaster, oto reportażowe podsumowanie lutowego wyjazdu misyjnego do Edynburga. Jak się świetnie domyślacie, to tylko kilka najciekawszych zdjęć więcej można znaleźć w galeriach Daniela oraz Ady. Zgubiłem do nich teraz linki, ale może sami załączą ;)
Spotkanie przy czymś polskim do zjedzenia oraz pokaz clowna Nochala.
A niżej - pomoc praktyczna w tygodniu: Robert (fryzjer) i Ada (manicure):
Poniżej: zdobywcy Siodła Artura:
Panorama starego miasta nocą:
Jedno z kilku wersji zdjęcia zespołowego. Ile aparatów, tyle wersji :)
Przyznam, że wyjazd do Edynburga był jednym z najweselszych w historii. Wiele pięknych nowych przyjaźni, przelanych łez i wspólnej pięknej pracy dla Królestwa Bożego.
Wszystkich zainteresowanych sierpniowym wyjazdem do Droghedy w Irlandii zapraszam na dzisiejsze spotkanie, aby ustalić jak podejść do kwestii biletowych i indywidualnych decyzji.
Proponuję, aby spotkanie odbyło się między nabożeństwami:
dzisiaj, czyli w niedzielę 15 marca, ok. godz. 11:00
Rzadko kiedy znajduję taki ciekawy materiał (audio + pokaz slajdów) na temat tego, co dzieje się obecnie w świecie chrześcijańskim w Chinach. Dlatego z przyjemnością wrzucam ten link z Chicago Tribune.
Nawet jeśli komentarz w języku angielskim nie dla wszystkich będzie zrozumiały, to i dla samych zdję warto spojrzec. Chwała Bogu za kościół Jezusa Chrystusa w Chinach!
Ponieważ tym razem nie nakręciliśmy zdjęciowego filmiku, z wielką przyjemnością przedstawiam garść zdjęć z wyjazdu nr. 11 do Doncaster:
Turniej nowych znajomości podczas gry w kręgle:
Konwersacyjna wycieczka do oceanarium w Hull:
W międzyczasie znaleźliśmy też Nemo (z tatą):
Impresje ze spotkania w Edlington:
Bogusia i Marie:
Nasi goście:
I jeszcze lista uczestników (dla celów kronikarskich): Joanna T., Gosia (Megan) K., Grażynka C., Marzenka W., Jagoda (Malina) W., Monika C., Dorota G. oraz Marek L., Zbyszek W. i Harry.
Misja nie udała by się bez wsparcia ICCD: Bogusi, Marie, Harolda, Sue i innych niewspomnianych, ale wspaniałych osób :).
Czasu jest jeszcze bardzo wiele, ale dobrze wiedzieć, że roboczy termin wyjazdu misyjnego do Newton Aycliffe to:
22-27 października, 2009 (czwartek-wtorek)
Planujemy żeby był to wyjazd grupy łączonej pruszczańsko-gdańskiej. Na liście są obecnie jakieś 3-4 osoby z Pruszcza Gdańskiego, więc ewentualni chętni mogą się jak najbardziej dopisywać w komentarzach. W ten sposób choćby zaczniemy proces selekcji.
OK, to wygląda na to, że mamy NOWĄ datę wyjazdu nr. 13 do Droghedy. Uznaliśmy ze stroną irlandzką, że nie ma wielkich szans na to, żeby zdążyć z przygotowaniami do terminu majowego.
Nowa data to:
6-11 sierpnia, 2009 r (czwartek-wtorek)
Lecielibyśmy liniami Ryanair na trasie Gdańsk-Dublin-Gdańsk z dojazdem minibusowym na miejsce do Droghedy.
Jest tylko jeden szkopuł: bilety z jedną sztuką bagażu na dzisiaj kosztują 490 pln + 120 pln czyli 610 pln bez ewentualnej opłaty manipulacyjnej... Dużo...
Dlatego właśnie zwołuję spotkanie wszystkich zainteresowanych wyjazdem sierpniowym do Droghedy, aby ustalić jak podejść do kwestii biletowych i indywidualnych decyzji.
Proponuję, aby spotkanie odbyło się między nabożeństwami:
Mam przez ostatnie trzy tygodnie mnostwo pracy, wiec reportaze zdjęciowe z ostatnich wyjazdów do Doncaster i Edynburga pojawią się nie wcześniej niż dzisiaj późniejszym popołudniem i jutro.
Mam już najważniejsz zdjęcia zebrane, zresztą pokazaliśmy je również wczoraj. Tutaj zatem pojawią się głównie z powodów dokumentacyjno-historycznych.
Mieliśmy podjąc decyzję odnośnie wyjazdu do Droghedy i... ją podjęliśmy. Kolektywnie na linii Polska-Irlandia. Wyjazd się odbędzie, w tej chwili jednak nadal trwają ustalenia, czy lepszym terminem będzie pierwotnie wstępnie planowany maj, czy jednak sierpien br.
Nie chodzi wyłącznie o nasze kalendarze, ale również plany i możliwości gospodarzy na miejscu.
Myślę, że w przyszłym tygodniu powinniśmy miec ostateczną odpowiedź. Dzięki za cierpliwośc :).
PS. A już jutro, w stałym miejscu, o 9:00 - podsumowanie wyjazdu do Edynburga, a o 11:30 - do Doncaster. Ja bym na Waszym miejscu był na obu nabo ;). Ja będę :).
Bracknell ma jeszcze coś szczególnego. Otóż znajduje się tam Kerith Community Church, którego pastorem jest młody człowiek nazwiskiem Simon Benham (warto zapoznać się z jego blogiem).
Mam nadzieję, że uda się jakoś połączyć obie społeczności, mimo że żadna póki co nie wie o moim istnieniu zapewne. To by dopiero było ciekawe. A co tam - napiszę do Simona.
A w międzyczasie - gdyby się na ten wpis natknął ktoś z okolic Berkshire, niech się dopisze w komentarzach, dobrze?
Dzisiaj kolejny odcinek rozważań na podstawie fragmentu z szesnastnego rozdziału Dziejów Apostolskich w wersji NASB (New American Standard Bible):
"A poszczególne wspólnoty umacniały się w wierze i rosły w liczbie każdego dnia"
Dz. Ap. 16:5
Jestem przekonany, że większość liderów wśród chrześcijan ewangelicznych z łatwością zgodzi się ze stwierdzeniem, że i dzisiaj taki jest cel stojący przed kościołem lokalnym.
I o ile, choć pewnie różni ludzie mogą mieć różne doświadczenia, umacnianie się w wierze jest w jakimś stopniu zauważalne lokalnie, wzrost liczbowy (a nie tylko jakościowy) dzisiaj w wielu kręgach nie jest specjalnie zauważalny. Nie będę snuł swoich koncepcji na ten temat, bo zajmują się już tym ludzie o ustalonej reputacji, tacy jak Ed Stetzer, George Barna, etc.
Chcę natomiast wykorzystac okazję, jaką stanowi niniejszy cytat, aby odnieśc się do pewnego sformułowania, które czytałem ostatnio. Jeden z krytyków wspólczesnych form docierania do ludzi z ewangelią napisał (cytuję z głowy), że: "przecież Apostołowie nie organizowali zapasów rzymskich ani wyścigów rydwanów, żeby przyciągnąc tłumy. Nie musieli, ponieważ mieli moc Ducha Św., która była najlepszym magnesem dla ludzi".
Trudno się z tym nie zgodzic.
Jednocześnie - nasuwa mi się pewna refleksja. Przyznam otwarcie, że nie mam tak wielkiej miary Ducha, jaką mieli Apostołowie pierwszego Kościoła. Owszem zdarza mi się korzystac z darów Ducha, kilka (może więcej?) osób doznało Bożego uzdrowienia dzięki Bożemu działaniu przeze mnie, a inni rozpoczynali w mojej obecności nowe życie w Chrystusie.
Natomiast - nadal (jeszcze?) nie poruszam się na codzień w takiej mocy Ducha, aby jednocześnie, w sposób planowy, byc w stanie przyczyniac się do jakościowego i ilościowego wzrostu naszej społeczności w Gdańsku. Ubolewam nad tym. I właśnie dlatego potrzebuję "zapasów" i "rydwanów", czyli okazji innych niż duchowe, aby nawiązac kontakt z ludźmi i dzielic się z nimi tym, co jest w moim sercu.
Atrakcyjne dla innych formy dają możliwośc zapracowanym i zestresowanym współczesnym ludziom zatrzymania się i pomyślenia na d tym, co najważniejsze. Jasne, że zamieniłbym je w jednej chwili na pełnię mocy Ducha Św. Ale takiej pełni jeszcze nie otrzymałem w mierze, o której czytam w Dziejach Apostolskich.
Czy zatem miałbym porzucic "zapasy" i "rydwany" całkowicie? Przenigdy! One są środkiem do celu, a nie celem samym w sobie. Tym ostatnim jest przecież rozwój Kościoła - jakościowy i ilościowy. I jeśli ktoś wjedzie do Królestwa Bożego na przygotowanym przeze mnie do jazdy "rydwanie" - czy mam się czuc gorzej od człowieka, który nie zrobił nawet tego, będąc świadomym braku pełni Ducha?
Modlę się o to, by współczesne sposoby pozyskiwania ludzkiej uwagi dla Ewangelii nie były nam potrzebne - by Kościół czasów ostatecznych był jak pierwszy Kościół. W międzyczasie jestem jednak gotów wziąc udział nawet w "konkursie zapasów", o ile przysłuży się to sprawie Chrystusa. I będę to robic - metaforycznie - nie oglądając się na tych, którzy uznają odsłonięte męskie plecy sa widok mało duchowy :).
GDYBY (powtarzam, to jeszcze nie potwierdzone) wyjazd misyjny do Droghedy w Irlandii doszedł jednak do skutku - nad czym właśnie pracuję - czy Waszym zdaniem lepiej będzie starać się zachować pierwotny termin majowy, czy raczej przenieść całość na sierpień?
Zalety maja: ludziom, którzy się pierwotnie zglosili pasował właśnie maj. W maju mniej ludzi i w Polsce i na Wyspach jedzie na urlop.
Wady maja: tempo przygotowań, już mnie boli w kościach jak pomyślę, że za 2 tygodnie byłoby pierwsze spotkanie przygotowawcze ;). Działalibyśmy nieco w ciemno, bo mimo, że byłem w Droghedzie, nie widziałem infrastruktury, ani specjalnie się nie orientuję co można by zaproponować.
Zalety sierpnia: dużo więcej czasu na przygotowania, być może również miałbym okazję w drodze do Lisburn (?) podjechać do Droghedy i zobaczyć wszystko naocznie.
Wady sierpnia: sezon urlopowy.
A to wymyśliłem, co?
Zapraszam do ewentualnego dzielenia włosa na czworo w komentarzach. Jak widzicie sprawę?
Właśnie się mailowo dowiedziałem, że temat naszego wyjazdu misyjnego do Droghedy w Irlandii jest... nadal aktualny :).
Może po prostu będę tylko wnioskował o to, żeby przesunąć jednak termin z maja na letnie wakacje i tyle. Bo ostatnie przygotowania do dwóch zbliżonych do siebie terminowo wyjazdów nieco mnie wycieńczyły ;). Na szczęście jestem już teraz w posiadaniu namiarów do osoby kontaktowej, która będzie fizycznie czuwać nad całością.
A więc - stay tuned. Czas leci, ale powinniśmy coś mieć za jakieś 50+ godzin...
O tym, że od kilku tygodni planowany wcześniej termin wyjazdu do Droghedy w Irlandii stoi pod mocnym znakiem zapytania już pisałem.
Nadal nie mam żadnego kontaktu (w sensie, że nikt nie odpowiada na maile) z organizatorami.
Czas podjąc ostateczne decyzje: daję sobie 72 godziny od teraz na ewentualny sygnał z Droghedy. Jeśli taki się nie pojawi - przenosimy majowy termin wyjazdu na bliżej nieokreśloną przyszłośc.
Co może oznaczac, że między marcem a wrześniem nie mamy, póki co na dzisiaj, zaplanowanych żadnych wyjazdów misyjnych na Wyspy.
Ale tym się będziemy ewentualnie zajmowac dopiero za 72h.
Ta pieśń towarzyszy mi w zasadzie nieprzerwanie od końca lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia. Najbardziej znana jest z tego, że była wykonywana praktycznie co wieczór od czerwca 1995, kiedy w Pensacoli na Florydzie działo się przez kilka lat coś bardzo dla mnie ożywczego.
Pierwsza wersja jest bliższa pierwotnej w wykonaniu Charity James, druga - też interesująca, może bardziej współczesna?
Luty 2009 okazał się mieć drugie najwyższe wyniki pod względem liczby odwiedzin bloga oraz liczby obejrzanych stron. Prawie udało się pobić rekord z marca ub. r.