poniedziałek, marca 23, 2009

Podróż przez Dzieje - Dymem po oczach

Dzisiaj kolejny odcinek mojego rozważania na podstawie wersji NASB Dziejów Apostolskich. Poprzednie można znaleźć szukając zakladek określonych jako "Podróż przez Dzieje".

"W pomieszczeniu na piętrze, gdzie byliśmy zgromadzeni, było wiele lamp".

Dzieje Ap. 20:8

Fragment z zaśnięciem Eutychusa na parapecie okna i następującym po nim upadkiem w trzeciego piętra bywa oczywiście rozważany pod różnym kątem. Czytałem rozważania na temat efektów zbyt długich kazań (w końcu w tym fragmencie czytamy, że Paweł przeciągnął swoją mowę aż do północy), wniosków płynących z siadywania w tylnych rzędach (lub na parapecie), a także o tym, że nie każdy kaznodzieja przemawia do każdego.

Ja natomiast dzisiaj chciałbym skupić się na nieco innym aspekcie.

Chcę zwrócić uwagę na to, że Eutychus usnął, mimo tego, że w sali było wiele lamp. Oznacza to, że była ona dobrze oświetlona. Prawdopodobnie nie było też zbyt zimno (lampy), ani zbyt ciepło (okna, które w tamtych czasach nie miewały okiennic).

Idealne warunki do słuchania wielkiego kaznodziei.

Z Eutychusem było jednak inaczej. Jego historia, z happy endem - poczytajcie dalej Dzieje - wskazuje mi dzisiaj na jedną ważną rzecz. Podczas gdy dla jednych ludzi lampa jest źródłem światła i ciepła, dla innych może stać się źródłem usypiającego dymu. Innymi słowy: zawsze znajdziesz to, czego szukasz.

Jeśli byłbyś tego dnia w Troadzie i Twoje nastawienie do spraw Bożych byłoby negatywne, zawsze byłoby na co ponarzekać:

a) spotkanie zaczęło się za późno, w dniu pracy, kiedy ludzie byli zmęczeni;
b) ogłoszony cel spotkania był nieco inny niż treść (zeszli się na łamanie chleba, a słuchali przedłużającego się kazania)
c) kaznodzieja przynudzał;
d) na sali było tak mało miejsca, że ludzie musieli siedzieć na parapetach okien
e) nikt nie zadbał o BHP, w wyniku czego doszło do ofiar w ludziach ;).

Casus Eutychusa pokazuje mi wyraźnie, że nawet gdyby gdzieś działał wielki człowiek Boży (Apostoł Paweł) i doszłoby do nadprzyrodzonej Bożej interwencji (wskrzeszenie z martwych), i tak pewnie znajdą się ludzie, którzy będą kręcić na wszystko nosem. Jedni po prostu zasną w trakcie spotkania i i tak nie skorzystają, a inni będą winić chrześcijan za swój stan, swoje życie (lub jego brak) lub stan świata.

Myślę, że Apostoł Paweł wybrał najlepszą drogę posługi w Troadzie: przekazać, to co miał do przekazania, zareagować na istniejącą potrzebę człowieka (wskrzeszenie Eutychusa), wrócić do zwiastowania, a następnego dnia pójść dalej.

I takiego połączenia pomiędzy praktyką słowa mówionego a praktyką działania życzę każdemu z nas. Łączmy te dwie rzeczy w mocy Ducha Św. nie dając się powstrzymać tym, którzy doszukują się dziury w całym.

Jeśli wieje im dymem po oczach, to może stoją pod Wiatr? :)

Etykiety: