Dzisiaj drugi odcinek poradnika radzenia sobie z pseudo-wymówkami, które miałyby nas usprawiedliwić z misyjnej bezczynności. Jeśli zapoznałeś się już z
piątym co do popularności powodem, dzisiaj czas na
powód numer cztery. Brzmi on:
"Nigdy tego nie robiłem - co jeżeli mi nie wyjdzie?"(1) Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy: Umiesz pływać? Wiązać sznurowadła? Jeździć na rowerze? Potrafisz w pamięci obliczyć ile jest "sześć razy siedem", a może nawet przywitać w języku obcym? Tak? No właśnie - prawdopodobnie z żadną z tych umiejętności się nie urodziłeś :). Pojawiły się one na skutek ćwiczenia i próbowania.
Oczywiście, że najpierw musiałeś uwierzyć, że ludzkie ciało swobodnie położone na wodzie unosi się, a nie tonie, oraz przekonać się o tym, jak funkcjonuje zmysł równowagi człowieka, którego rower nagle zostaje pozbawiony dodatkowych bocznych kółek (to w wieku lat kilku, więc możesz nie pamiętać).
Jest tak dlatego, że niewiele wartościowych umiejętności w życiu przychodzi samoczynnie, bez wytrwałego wysiłku. Jeśli tylko masz serce i wolę do tego, aby spróbować nauczyć się nowego - np. jak służyć ludziom podczas wyjazdów misyjnych - jestem przekonany, że Ci się uda.
(2) Pytasz
"co, jeśli Ci nie wyjdzie?" Ale co konkretnie miałoby Ci "nie wyjść"? Wyjazdy misyjne sprowadzają się do służenia ludziom, rozmowie z nimi, nawiązywaniu relacji, wspólnej modlitwie o rozwiązanie ich problemów. Sam widzisz - są to elementy dobrej codzienności chrześcijanina, prawda?
Nie będziemy się silić (ani wymagać tego od Ciebie), abyś był kimś kim NIE jesteś :). Potrafisz robić pyszne kanapki? Wyprać i wyprasować koszulkę? Grasz na gitarze? Twoj organizm wymaga niewiele snu i możesz z ludźmi "gadać po nocach"? Jeśli tak, to pewnie ryzyko tego, że coś pójdzie nie tak jest małe. Musisz tylko zebrać się na odwagę, żeby kiedyś spróbować.
(3) Z duchowego punktu widzenia, zamykanie się na nowe relacje, nowe doświadczenia z Bogiem i ludźmi, nowe okazje do błogosławienia ludzi, którzy być może jeszcze Boga nie znają osobiście, jest niestety pierwszym krokiem do duchowej pasywności. Jestem przekonany, że nie takiego życia Nasz Ojciec w niebie pragnie dla swoich dzieci. Przecież On mówi (Ew. Jana 10,10):
"Przyszedłem, aby dać życie i to życie w obfitości"
Tę obfitość rzadko znajdujemy w służeniu samym sobie i naszym wymówkom :).
Kiedy przełamiesz jednak barierę niemożności, obawy czy niewiary, przekonasz się, że warto było "zaryzykować z Bogiem" i pojechać na misję. Świadectwa ludzi, którzy czynią to regularnie pokazują, że nic tak nie odświeża życia duchowego jak taki właśnie wyjazd. Nie mówiąc już o ludziach, których ubłogosławisz swoją obecnością :).
Etykiety: wymówki