wtorek, kwietnia 10, 2007

Pięć najważniejszych powodów, dla których "obawiamy się" wyjazdów na misję

Dzisiaj drugi odcinek poradnika radzenia sobie z pseudo-wymówkami, które miałyby nas usprawiedliwić z misyjnej bezczynności. Jeśli zapoznałeś się już z piątym co do popularności powodem, dzisiaj czas na powód numer cztery. Brzmi on:

"Nigdy tego nie robiłem - co jeżeli mi nie wyjdzie?"

(1) Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy: Umiesz pływać? Wiązać sznurowadła? Jeździć na rowerze? Potrafisz w pamięci obliczyć ile jest "sześć razy siedem", a może nawet przywitać w języku obcym? Tak? No właśnie - prawdopodobnie z żadną z tych umiejętności się nie urodziłeś :). Pojawiły się one na skutek ćwiczenia i próbowania.

Oczywiście, że najpierw musiałeś uwierzyć, że ludzkie ciało swobodnie położone na wodzie unosi się, a nie tonie, oraz przekonać się o tym, jak funkcjonuje zmysł równowagi człowieka, którego rower nagle zostaje pozbawiony dodatkowych bocznych kółek (to w wieku lat kilku, więc możesz nie pamiętać).

Jest tak dlatego, że niewiele wartościowych umiejętności w życiu przychodzi samoczynnie, bez wytrwałego wysiłku. Jeśli tylko masz serce i wolę do tego, aby spróbować nauczyć się nowego - np. jak służyć ludziom podczas wyjazdów misyjnych - jestem przekonany, że Ci się uda.

(2) Pytasz "co, jeśli Ci nie wyjdzie?" Ale co konkretnie miałoby Ci "nie wyjść"? Wyjazdy misyjne sprowadzają się do służenia ludziom, rozmowie z nimi, nawiązywaniu relacji, wspólnej modlitwie o rozwiązanie ich problemów. Sam widzisz - są to elementy dobrej codzienności chrześcijanina, prawda?

Nie będziemy się silić (ani wymagać tego od Ciebie), abyś był kimś kim NIE jesteś :). Potrafisz robić pyszne kanapki? Wyprać i wyprasować koszulkę? Grasz na gitarze? Twoj organizm wymaga niewiele snu i możesz z ludźmi "gadać po nocach"? Jeśli tak, to pewnie ryzyko tego, że coś pójdzie nie tak jest małe. Musisz tylko zebrać się na odwagę, żeby kiedyś spróbować.

(3) Z duchowego punktu widzenia, zamykanie się na nowe relacje, nowe doświadczenia z Bogiem i ludźmi, nowe okazje do błogosławienia ludzi, którzy być może jeszcze Boga nie znają osobiście, jest niestety pierwszym krokiem do duchowej pasywności. Jestem przekonany, że nie takiego życia Nasz Ojciec w niebie pragnie dla swoich dzieci. Przecież On mówi (Ew. Jana 10,10):

"Przyszedłem, aby dać życie i to życie w obfitości"

Tę obfitość rzadko znajdujemy w służeniu samym sobie i naszym wymówkom :).

Kiedy przełamiesz jednak barierę niemożności, obawy czy niewiary, przekonasz się, że warto było "zaryzykować z Bogiem" i pojechać na misję. Świadectwa ludzi, którzy czynią to regularnie pokazują, że nic tak nie odświeża życia duchowego jak taki właśnie wyjazd. Nie mówiąc już o ludziach, których ubłogosławisz swoją obecnością :).

Etykiety:

2 Comments:

At 6:05 PM, Anonymous Anonimowy said...

Wiesz, to wszystko, o czym piszesz, w związku z tym, dlaczego obawiamy się wyjeżdżać na misje, jest mi bardzo bliskie. Nie wiem, co mogłabym tym ludziom mówić. Albo może inaczej to ujmę. Uważam, że głoszenie ewangelii jest tak odpowiedzialne i obawiam się tego, że mogłabym źle dobrać słowa i nie do końca przekazać to, co dany człowiek powinien usłyszeć. Z drugiej strony wiem, że jak w pełni powierza się wszystko Bogu, to On kieruje naszymi myślami, językiem, gestami i to On mówi przez nas! Wtedy nie powinnam sie niczego bać, bo wiem, że taka jest wola Boga i nie robię nic haniebnego i złego. Głoszę Chrystusa. Mówię o tym, co dla mnie najważniejsze, czym żyję!
Wiem też, że kiedyś będzie dla mnie ten moment przełamania, bo wiem, że Bóg ma wobec mnie Swoje plany.

 
At 12:42 PM, Blogger Harry said...

Myślę, że mówiąc o głoszeniu Ewangelii, nie musimy z definicji nastawiać się na bezkompromisowe napominanie do pokuty z grzechów ;). Szczególnie podczas pierwszych wyjazdów istotne będzie nawiązanie relacji z Polakami na miejscu, przebywanie razem, próba zrozumienia ich życia i sytuacji w jakiej się (być może) znaleźli.

To pewnie doprowadzi do bardziej osobistych znajomości, wieczornych rozmów, a może nawet wspólnej modlitwy o rozwiązanie problemów. Jedziemy im usługiwać - w tym sensie nie tyle chodzi o nas, co o NICH :).

PS. Wiem, że sobie poradzisz! To jak, jedziesz, precious? ;)

 

Prześlij komentarz

<< Home