czwartek, maja 24, 2007

Pięć najważniejszych powodów, dla których "obawiamy się" wyjazdów na misję

Pytanie i wątpliwości stanowią nieodłączną część ludzkiej natury, szczególnie jeśli dotyczą czegoś co wcześniej nie było nam znane, albo w czym osobiście nie braliśmy udziału.

Dlatego właśnie podjąłem się udzielić odpowiedzi na "pięć najważniejszych powodów..." i słowa dotrzymuję. Dla retrospekcji przyjrzyjmy się temu, co znalazło się już wcześniej w pierwszej piątce:

5. "Co powiem ludziom, których spotkam?"
4. "Nigdy tego nie robiłem - co jeżeli coś mi nie wyjdzie?"
3. "Nie czuję się do tego powołany"

Dzisiaj zajmę się drugim najbardziej popularnym powodem:

"Jak mam jechać z misją charytatywną do Anglii skoro nie znam angielskiego (wystarczająco dobrze?"

(1) Pytanie wydaje się dobrze osadzone w rzeczywistości, bo przecież jednak wyjeżdzamy zagranicę, do kraju, w którym większość mieszkańców mówi w obcym nam języku. Ale ale: jedziemy przecież do polskiej MNIEJSZOŚCI, prawda? :) Ostatni raz jak sprawdzałem, nasi rodacy, którzy zamieszkali na wyspach w ciągu ostatnich trzech lat, nadal bardzo sprawnie porozumiewają się językiem polskim! Jeżeli zatem znasz polski - masz mandat lingwistyczny do tego, żeby wybrać się razem z nami.

(2) Co ciekawe, gdyby przejrzeć fora internetowe brytyjskiej polonii, można zaobserwować uniwersalną potrzebę: spotkania się z innymi osobami, które, uwaga!, mówią po polsku. Takiego trochę pogadania o wszystkim i o niczym (ale już nie o pracy), posiedzenia na filiżanką dobrej kawy czy herbaty w dobrym polskim towarzystwie i bez pośpiechu. Hmm, to chyba nie wymaga specjalnych kwalifikacji z naszej strony, prawda?

(3) Zgodzę się, że pewna znajomość jęz. angielskiego jest istotna, ale w praktyce - WYŁĄCZNIE u lidera danej grupy. Taki lider, który pośredniczy w kontaktach z brytyjskimi współorganizatorami naszych Tygodni Polskich w danym miejscu, musi umieć dowiedzieć się o drogę i właściwy kierunek autobusu, a także podpowiedzieć zgłodniałym uczestnikom wyjazdu co zjeść na przekąskę w środku dnia. O ile zatem wśród uczestników znajomość jęz. angielskiego jest mile widziana, to na pewno nie jest wymagana i nie jest warunkiem koniecznym.

Na koniec dodam, że wcale nie jest mi przykro, że rozwiałem Waszą drugą największą wątpliwość :). Wszystko mówi mi, że warto posłuchać, czy czasem Duch Św., nie namawia Cię do wyjazdu z nami, rozwiewając Twoje kolejne wymówki...

Etykiety:

czwartek, kwietnia 26, 2007

Pięć najważniejszych powodów, dla których "obawiamy się" wyjazdów na misję

Masz przed sobą trzeci odcinek poradnika radzenia sobie z pseudo-wymówkami, które miałyby nas usprawiedliwić z misyjnej bezczynności. Jeśli zapoznałeś się już z piątym i czwartym co do ważnosci powodem, dzisiaj czas na powód numer trzy.

Brzmi on: "Nie czuję się powołany do tego"

No ten powód przynajmniej ma pozory wymówki o charakterze duchowym, prawda? Zasłaniamy się rzekomym brakiem Bozego powołania, które ponoć objawia się w innych dziedzinach życia. Dziwne, jak niewielu chrześcijan odczuwa swoje pierwsze powołanie własnie do zwiastowania ewangelii i nastawienia na misyjność... Pozwól, że przyjrzymy się wspólnie jak to jest z tym brakiem powołania w tej kwestii:

(1) Wielki Nakaz Misyjny (Mat 28:16-20) dotyczy absolutnie wszystkich chrześcijan, bez wyjątku, i bez zasłaniania się "innym" powołaniem :). Innymi słowy, stanowi on super-powołanie, które powinno być realizowane przez chrześcijan niejako przed wszystkimi innymi indywidualnymi poleceniami, które dostajemy od Boga.

(2) Wielki Nakaz Misyjny nie jest kwestią indywidualnego rozeznania ("mam powołanie do tego, czy nie mam?"), tylko kwestią posłuszeństwa Bożemu Słowu. Zamiast przeduchawiać swoje nastawienie, rozejrzyj się dookoła, kto z Twoich bliskich potrzebuje Ewangelii głoszonej czynem i słowem. W tej własnie kolejności.

(3) W życiu często bywa tak, że kiedy zabierasz się do określonego zadania, na samym początku robisz to przez wiarę i posluszeństwo, nie czując może jeszcze przez cały czas błogosławieństwa, jakie ze sobą niesie. Pomyśl choćby o tym, w jaki sposób nauczyłeś się jeździć na rowerze. Jeśli jestes choć odrobine podobny do mnie, to zapewne początki były trudne. Pewnie wiele razy chcialeś rzucić rower w kąt i do końca życia chodzić piechotą...

Podobnie jest z wyjazdami misyjnymi. Mogą sie nam one kojarzyć z trudem, niewygodą, różnym traktowaniem przez ludzi - i zapewne tak bedzie, dopóki nie złamiesz tego stereotypu, w efekcie posłuszeństwa Bogu, i... nie przekonasz się osobiście, jak wielką satysfakcję z takiej pracy czerpią Ci, którzy dają siebie innym.

Nie mow mi zatem, ze nie czujesz powołania. Podejdź poważnie do zadania, jakie przed każdym z nas stawia Bóg. Ono nie jest kwestia odczucia, lecz posłuszeństwa. Co Ty na to?

Etykiety:

wtorek, kwietnia 10, 2007

Pięć najważniejszych powodów, dla których "obawiamy się" wyjazdów na misję

Dzisiaj drugi odcinek poradnika radzenia sobie z pseudo-wymówkami, które miałyby nas usprawiedliwić z misyjnej bezczynności. Jeśli zapoznałeś się już z piątym co do popularności powodem, dzisiaj czas na powód numer cztery. Brzmi on:

"Nigdy tego nie robiłem - co jeżeli mi nie wyjdzie?"

(1) Wyjaśnijmy sobie kilka rzeczy: Umiesz pływać? Wiązać sznurowadła? Jeździć na rowerze? Potrafisz w pamięci obliczyć ile jest "sześć razy siedem", a może nawet przywitać w języku obcym? Tak? No właśnie - prawdopodobnie z żadną z tych umiejętności się nie urodziłeś :). Pojawiły się one na skutek ćwiczenia i próbowania.

Oczywiście, że najpierw musiałeś uwierzyć, że ludzkie ciało swobodnie położone na wodzie unosi się, a nie tonie, oraz przekonać się o tym, jak funkcjonuje zmysł równowagi człowieka, którego rower nagle zostaje pozbawiony dodatkowych bocznych kółek (to w wieku lat kilku, więc możesz nie pamiętać).

Jest tak dlatego, że niewiele wartościowych umiejętności w życiu przychodzi samoczynnie, bez wytrwałego wysiłku. Jeśli tylko masz serce i wolę do tego, aby spróbować nauczyć się nowego - np. jak służyć ludziom podczas wyjazdów misyjnych - jestem przekonany, że Ci się uda.

(2) Pytasz "co, jeśli Ci nie wyjdzie?" Ale co konkretnie miałoby Ci "nie wyjść"? Wyjazdy misyjne sprowadzają się do służenia ludziom, rozmowie z nimi, nawiązywaniu relacji, wspólnej modlitwie o rozwiązanie ich problemów. Sam widzisz - są to elementy dobrej codzienności chrześcijanina, prawda?

Nie będziemy się silić (ani wymagać tego od Ciebie), abyś był kimś kim NIE jesteś :). Potrafisz robić pyszne kanapki? Wyprać i wyprasować koszulkę? Grasz na gitarze? Twoj organizm wymaga niewiele snu i możesz z ludźmi "gadać po nocach"? Jeśli tak, to pewnie ryzyko tego, że coś pójdzie nie tak jest małe. Musisz tylko zebrać się na odwagę, żeby kiedyś spróbować.

(3) Z duchowego punktu widzenia, zamykanie się na nowe relacje, nowe doświadczenia z Bogiem i ludźmi, nowe okazje do błogosławienia ludzi, którzy być może jeszcze Boga nie znają osobiście, jest niestety pierwszym krokiem do duchowej pasywności. Jestem przekonany, że nie takiego życia Nasz Ojciec w niebie pragnie dla swoich dzieci. Przecież On mówi (Ew. Jana 10,10):

"Przyszedłem, aby dać życie i to życie w obfitości"

Tę obfitość rzadko znajdujemy w służeniu samym sobie i naszym wymówkom :).

Kiedy przełamiesz jednak barierę niemożności, obawy czy niewiary, przekonasz się, że warto było "zaryzykować z Bogiem" i pojechać na misję. Świadectwa ludzi, którzy czynią to regularnie pokazują, że nic tak nie odświeża życia duchowego jak taki właśnie wyjazd. Nie mówiąc już o ludziach, których ubłogosławisz swoją obecnością :).

Etykiety:

wtorek, kwietnia 03, 2007

Pięć najważniejszych powodów, dla których "obawiamy się" wyjazdów na misję

Postaram się w najbliższym czasie rozprawić w kilkoma najważniejszymi powodami, dla których czasem czujemy się pełni obaw przed wyjazdem na misję. A tym bardziej do innego kraju, nawet jeżeli wchodziłoby w grę zaledwie kilka dni i to nie samodzielnie.

Zrobiłem pewną klasyfikację pięciu najważniejszych powodów. Na miejscu piątym znalazła się obawa pt.

"I co ja tym ludziom powiem?"
.

Jeżeli i Ty zmagasz się czasem z tym pytaniem, wiedz, że:

(1) Jeżeli jesteś Bożym dzieckiem (a zakładam, że jesteś, skoro zastanawiasz się nad wyjazdem na misję ;)), to już z tego tytułu masz zapewne sporo osobistych doświadczeń tego jak dobry jest Bóg. To przecież On przebaczył Twoje grzechy, dał Ci zupełnie nową perspektywę patrzenia na życie, uzdrawia Ciebie z chorób i jest z Tobą każdego dnia, prawda? Jak myślisz, czy o tym właśnie nie warto będzie powiedzieć naszym rodakom w Wielkiej Brytanii?

(2) Jezus sam podpowiada, w jaki sposób najlepiej nawiązać rozmowę z nowopoznanym człowiekiem. W Ew. Jana 3,11 kiedy Jezus rozmawiał z żydowskim kapłanem Nikodemem, odpowiadając na jego wątpliwości powiedział coś niezwykle ważnego:
"Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, że co wiemy - mówimy i co widzieliśmy - o tym świadczymy"
Innymi słowy - mów o tym, co sam przeżyłeś! Tego nikt nie jest w stanie podważyć, ani zakwestionować. Żywe świadectwo Bożego działania w życiu współczesnego człowieka jest jednym z najmocniejszych czynników motywacyjnych dla innych ludzi. W końcu - jeśli w Twoim życiu Bóg działa w kierunku tego co dobre i pięknie, dlaczego nie miałby tego uczynić również dla innych?

(3) Jeżeli uważasz natomiast, że nie wiesz, co innym możesz powiedzieć o Bogu, bo w Twoim życiu nic specjalnego się ostatnio nie dzieje w tym względzie, to przynajmniej jesteś ze sobą szczery, prawda? Z tym, że jeżeli nic z tym fantem nie zrobisz, jakie są szanse na to, że sytuacja odmieni się samodzielnie? Powiem Ci: niewielkie :). Do pierwszego naszego wyjazdu zostało jeszcze kilka miesięcy - może warto zacząć się intensywnie modlić i przybliżyć do Boga?

(4) Wiem, że sporo osób obawia się, tego co będzie jeśli ktoś zada nam pytanie (natury duchowej), na które nie będziemy potrafili odpowiedzieć. Co wtedy? Ano nic - po prostu nie będziesz umiał odpowiedzieć na pytanie :). Czy myślisz, że przez to nie będziesz w stanie dotrzeć do serca osoby, z którą rozmawiasz? Wątpię. Przykładowo ja nie znam wielu odpowiedzi na pytania, które ludzie potencjalnie mogliby mi zadać... Ale są i takie, na które odpowiedzi *znam*. I co najlepsze - Ty też je *znasz*. I o tym zapewne głównie będziemy rozmawiać z ludźmi na ulicach Wielkiej Brytanii.

Gdybyście mieli jeszcze jakieś wątpliwości w tym temacie, poproszę o wpis w sekcji komentarzy. Jeżeli jednak przekonałem Was, że "będziemy mieli co powiedzieć", to zacznijcie już teraz modlić się o to. O ludzi, których spotkamy, o sytuacje, możliwości, etc. Zamiast wypełniać serce strachem, wypełniajmy je wiarą :).

Etykiety: