(po lewej: niezawodna Bogusia)
Ten reportaż miał się "ukazać" na blogu już jakiś czas temu. Wygląda jednak na to, że musiałem uzyskać nieco spojrzenia z perspektywy na to, co wydarzyło się w drugiej połowie października w Doncaster. Dlaczego? Bo był to wyjazd pod wieloma względami wyjątkowy: jeżeli chodzi o osoby z Polaków, które poznaliśmy na miejscu, poznanie Bogusi, wreszcie możliwość by cała grupa mieszkała „pod jednym dachem” – co pozwoliło na lepszą współpracę. Nie chcę mitologizować tego wyjazdu, ale w jakimś sensie prawdziwe jest stwierdzenie, że trudno byłoby wyjaśnić na czym polegał jego fenomen osobom, które z nami nie były.
No dobra – spróbujmy jednak opowiedzieć co się działo. Skład naszej grupy tym razem był następujący: Halina Kudzin, Grażyna Chacińska, Kasia Palmowska, Bogusia Polak, Maciek Szymański, Robert Michałowski, Michał Litka i piszący te słowa. „Tydzień Polski” polega na tym, że przez serię wydarzeń przygotowywanych dla naszych rodaków chcemy im w praktyczny sposób okazać Bożą miłość i zainteresowanie.
Jednym z absolutnych hitów były dwa wieczory fryzjerskie (na tę okazję specjalnie wybrali się z nami Grażyna i Robert - na zdjęciu po prawej, którzy są z zawodu fryzjerami). Okazuje się, że kiedy można *po polsku* wyjaśnić, jak się chcemy ostrzyć, jak ma być przycięta grzywka, a w jakim kolorze pasemka – od razu pojawiają się klienci. Na dodatek polska fryzjerka Milena, mieszkająca z mamą obecnie właśnie w Doncaster zaprzyjaźniła się bardzo z naszą grupą. Ona i Iwona – kolejna fryzjerka – nadal są dostępne na miejscu, na wypadek gdyby ktoś chciał się ostrzyć. Duże powodzenie miał również turniej kręgli, gdzie bez względu na wiek i umiejętności zabawy nie brakowało – tym bardziej, że dołączyli do nas również Anglicy z kościoła International City Church na Netherhall Road – naprzeciwko sklepu z polskimi towarami.
Dwa wydarzenia w ciągu tygodnia, które zwróciły największą uwagę naszych gości to halowy turniej piłki nożnej oraz uczta polska z koncertem cioci Haliny. Wieczorny turniej piłkarski wyobrażaliśmy sobie jako okazję do odrobiny ruchu, sportowej rywalizacji w zapewne niewielkim gronie, podczas gdy na miejscu stawiły się… trzy pełne drużyny piłkarskie (w „klubowych” strojach i w pełni gotowe do rywalizacji o nagrody, których…tym razem nie było J. Tak czy inaczej, zebraliśmy wystarczającą liczbę graczy by w składzie czterech zespołów rozegrać turniej. Po zaciętej walce, nasza dzielna drużyna, wzmocniona chłopakami z okolic Szczecina, których poznaliśmy raptem kilka dni wcześniej, zajęła zaszczytne czwarte miejsce. Łącznie na turnieju gościliśmy prawie trzydzieści osób, bo część piłkarzy przyszła z rodzinami, dziećmi, dziewczynami… Jedni grali, drudzy rozmawiali i właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Po prawej powyżej: pamiątkowe zdjęcie po zakończeniu turnieju.
Całkiem niezwykła była natomiast sobotnia uczta polska. Dzięki w pełni wyposażonej kuchni w Balby House, nasze dzielne dziewczyny wspomagane przez Roberta przygotowały dla gości barszcz czerwony, bigos z kiełbaskami, a na deser ciasto drożdżowe (mniam!). Wszystko zaserwowaliśmy w gościnnej sali kościoła ICCD i… łącznie pojawiło się prawie czterdzieści osób! Cieszyło mnie, że ci, którzy przyszli wcześniej dzwonili do swoich krewnych i przyjaciół, żeby ich również zaprosić. To, co najbardziej budujące to fakt że po jedzeniu, nasi goście ze wzruszeniem (a i łzami w oczach) słuchali koncertu pieśni chrześcijańskich wykonaniu cioci Haliny. Widać było, jak bardzo słowa pieśni docierają do polskich „spracowanych i obciążonych” serc. Po koncercie miałem również możliwość opowiedzenia o tym, jak Bóg może zmienić ludzkie serce i okoliczności życia.
Powyżej: nasi goście podczas uczty polskiej
„Tydzień Polski” w październiku w Doncaster minął szybko, ale pozostawił niezatarte wrażenia. Nadal nie mogę się nadziwić temu, jak dobry jest nasz Bóg i jak bardzo kocha Polaków – gdziekolwiek się akurat znajdują. Osobne podziękowania natomiast należą się Bogusi Polak, która mieszka obecnie w Doncaster i z ramienia kościoła ICCD, przedzierając się dzielnie przez burzę szczegółów, podopinała całość przygotowań na ostatni guzik. Myślę, że wszyscy możemy się od niej uczyć otwartości serca, uśmiechu i tego jak sobie radzić z rosnącym kajetem notatek :).
(na zdjęciu powyżej my wszyscy, bez Bogusi, która robiła to zdjęcie :). W górnym rzędzie po prawej: Dave Sharpe z ICCD)
Myślami nadal jesteśmy z Mileną, jej mamą Lilą, Michałem „Adolfem” i jego kolegami, Markiem z rodziną, Żanetą i Marcinem z małym Hubertem, Zbyszkiem, który pojechał z nami do Yorku, Sylwkiem, piłkarzami ze Szczecina i wszystkimi innymi osobami, które dane nam było poznać w ciągu tego niezapomnianego tygodnia. Jesteśmy przekonani, że to nie było nasze ostatnie spotkanie. No właśnie, a ciąg dalszy? Nastąpi – nie ma obaw. Podpowiedź: druga połowa stycznia 2008. Nie mogę się doczekać!
PS. Dla tych, którzy nie widzieli filmiku z wyjazdu: nadal można go znaleźć i obejrzeć tutaj.