środa, kwietnia 20, 2011

Heartbeat (3): Powiedzieć? Nie powiedzieć?

Heartbeat czyli rytm bicia serca, to kolejna seria rozważań biblijnych, której podejmę się tutaj na blogu. Podstawą do rozważań będą fragmenty ewangelii Jana w przekładzie - to blogowa nowość - New Living Translation.

Właśnie kończę czytać Nowy Testament w tym tłumaczeniu i wiele fragmentów właśnie ewangelii Jana zrobiło na mnie na nowo wielkie wrażenie.

Jak pamiętacie, Jan był tym z Apostołów, który miał szczególnie bliską więź z Jezusem. Mam nadzieję, że ten, który często "składał głowę na piersi Jezusa", pomoże nam odkryć nieco więcej z rytmu Jezusowego serca, który mamy przywilej przenosić na rzeczywistość współczesnego świata.

Dzisiaj trzeci odcinek:

"Mam wiele do powiedzenia na Wasz temat,
wiele też mógłbym potępić... ale tego nie zrobię"

Jan 8:26

To że masz coś do powiedzenia, co mogłoby potępić Twojego brata lub siostrę w Chrystusie nie oznacza, że... musisz to im powiedzieć.

To jedna z rzeczy, w ocenie których tak bardzo różnię się w poglądach od wyszukiwaczy herezji, chrześcijańskich teoretyków, blogerów z przesłaniem do całego świata i całej grupy "powołanych do korygowania".

Tak, NIE uważam, że "służba" koniecznego wyłapywania błędów i ogłaszania tego publicznie była ważnym elementem życia Kościoła chrześcijańskiego. Wróć - nie uważam, żeby W OGOLE miała być elementem życia Kościoła. Przynajmniej takiego Kościoła, który odzwierciedla serce Jezusa.

Tutaj nie chodzi o zamykanie oczu na błędy, brak duchowego rozróżniania, lenistwo czy tumiwisizm. Chodzi o postawę. Postawę, jaką widzimy w powyższym fragmencie w życiu naszego Pana. Tak, miał swoim słuchaczom wiele więcej do powiedzenia, co mogłoby ich potępić, ale... wtedy (a może dla tych ludzi w ogóle?) tego nie uczynił.

Często mi się wydaje - pewnie Tobie nie ;)) - że mam rację. I nawet czasem tak jest, że mam. Ale widzisz: nie zawsze muszę ją wypowiadać, jeśli miałoby się okazać, że wskazuję wyłącznie na istnienie problemu - szczególnie w życiu konkretnego człowieka - a nie za bardzo chcę czy potrafię być rozwiązaniem.

Nie ważne jak wiele mógłbyś potępić - za to nie ma nagród w wieczności. Ważne jak wiele, Ty, ja i Jezus, razem, możemy w życiu ludzi wokół nas przywrócić do życia :). Nawet jeśli miałoby się okazać, że żeby tak się stało, musimy najpierw zamilknąć i usilnie modlić się o to, co Bóg nam pokazuje w życiu innego człowieka, który być może postępuje nie tak jak powinien.

Kiedy mam takie nastawienie jak Jezus, staję się częścią rozwiązania, a nie subiektywnej definicji problemu. Wierzę, że potrzebujemy więcej chrześcijan, którzy tak będą rozumieć swoją interakcję z innymi.

Co o tym sądzisz?

Etykiety: