niedziela, lutego 11, 2007

Moje muzyczne fascynacje

Kilkanaście godzin w drodze na wysokości kilku kilometrów nad ziemią daje dobrą okazję do tego, aby pomyśleć o rzeczach, na które zwykle nie starcza czasu na codzień :). Jedną z takich rzeczy, na które Bóg zwrócił moją uwagę było to, jak niewiele mam zwykle wspólnego z muzyką.

Chyba za rzadko słucham muzyki - nie jestem typem człowieka, który biega po ulicach ze słuchawkami na uszach, nie ściągam plików muzycznych z internetu, a kiedy lat temu chyba dwa kupiłem sobie jakiś mp3-player, służył mi głównie do odsłuchiwania plików z transmisjami z meczów. Szaleństwo! :).

Wczoraj natomiast miałem szeroki wybór muzyki: opera, klasyczna, przebojowe rockowe i pop, plus kilka innych kategorii. Posłuchałem opery - ta muzyka zawsze mnie zatrzymuje w miejscu, zachęca do refleksji (choćby i podświadomej) na temat najważniejszych rzeczy w życiu. Niby nie jestem pasjonatem tego typu muzyki, ale najwyraźniej nie mogę się od czasu do czasu obyć bez *odczuć*, jakie jej słuchanie wywołuje.

Na codzień łapię się na tym, że w samochodzie słucham przede wszystkim nagranych kazań ludzi, którzy mnie najbardziej inspirują do jeszcze pełniejszego życia z Bogiem. Pewnie kiedyś takim osobom jak Ian Green, Danny Guglielmucci czy Steve Hill poświęcę osobnego posta tutaj. Z muzyki uwielbiającej Boga najbardziej odpowiadają mi kręgi MorningStar, w szczególności Suzy Wills (ze znakomitą płytą Simple) i Don Potter.

Wiem, że muszę się muzycznie rozwijać - i jestem pełen werwy, żeby tak czynić. Muzyka, szczególnie chrześcijańska, naprawdę łagodzi obyczaje. Czyni też coś więcej - daje mi energię do patrzenia na życie z Bożej perspektywy.