poniedziałek, lutego 05, 2007

Ciekawe wrażenia kulturowe

W hotelu, w którym się dzisiaj zatrzymałem osadziła się (z tego co widzę na dłużej) grupa, zdaje się, Uzbeków (nie mylić z ubekami ;)). Właśnie jedzą obok mnie swoją orientalną kolację, podczas gdy ja stukam w klawiaturę wpisując ten tekst.

Zastanawiam się, czasami jadąc samochodem samemu, zastanawiam się głośno, jak to jest wyjechać zupełnie na misje do kraju, który tak bardzo różni się kulturowo od naszego. A przecież są ludzie, Polacy, którzy wyprowadzają się w tym celu na wschód, choćby właśnie do Uzbekistanu... Fascynujący język, to poczucie społeczności, jakie mają ze sobą, wspólny czas przy posiłku po dniu, sądząc po intonacji, pełnym wrażeń.

Dużo ostatnio ogólnie myślę na temat misji, może również dlatego, że z rozpalonymi policzkami czytam archiwum bloga Josha z Kentucky, który najpierw przygotowywał się do wyjazdu, a całkiem niedawno przeprowadził się do Monterrey w Meksyku. Pracuje na campusie studenckim odpowiednika naszej Politechniki. Coś niesamowitego - jeśli chociaż trochę czytasz po angielsku, nie zwlekaj dłużej. To wspaniałe świadectwo Bożego prowadzenia w różnych trudnościach przed i w czasie misji. A z drugiej strony - zadziwia mnie pozytywnie wdzięczność serca Josha - bardzo otwarcie pisze o tym, że jest Bogu wdzięczny za możliwość dzielenia się ewangelią "na całego".

Chciałbym tak kiedyś móc powiedzieć o sobie i swojej rodzinie.

Tymczasem - Wyspy czekają. Ciągle nie mam odpowiedzi od Chezza, który ma przyjechać z pierwszą grupą misyjną do nas do Gdańska już w wakacje. Mam nadzieję, że mail(e) do niego doszły, z tego co wiem, urodził się im synek (gdzieś miałem linka do zdjęcia), więc nic dziwnego, że mają inne sprawy na głowie :).

Dzisiaj wieczorem zamierzam nie poddać się zmęczeniu fizycznemu i trochę poćwiczyć w pokoju. Fizycznie i duchowo. To takie moje zjawisko kulturowe - Bóg daje mi odczuć, że moje ciało i duch muszą być mocne, jeśli mam wyjechać na misje.