czwartek, lipca 29, 2010

Wstępne wnioski z Wilkowa


Z racji choroby, która złapała mnie zaraz po powrocie z wyjazdu do Wilkowa (na szczęście już czuję się lepiej), miałem możliwość głębszego przemyślenia swoich wniosków i obserwacji po wyjeździe do Wilkowa. Wszystkie one są mocno subiektywne - więc chętnie posłucham również tego, co płynie z serc innych uczestników wyjazdu, w ten sposób być może stworzymy pełniejszy obraz tego, co można zrobić dalej.

Sześć najważniejszych myśli:

1. Jestem niesłychanie Bogu wdzięczny za niesamowity zespół ludzi, z którymi pojechaliśmy do Wilkowa. To był doskonale poskładany przez Boga team. Wszyscy byli potrzebni właśnie z takimi umiejętnościami i charakterami, jakie mamy. Nie wyobrażam sobie, aby ktokolwiek, patrząc na skład liczbowy, płciowy, charakterologiczny, umiejętnościowy tego wyjazdu powiedziałby: "Ja się powodzianom na nic nie przydam!"

2. Na miejscu znacznie ważniejsze niż umiejętności jest pragnienie serca. Pragnienie niesienia pomocy powodzianom. Zapewne niewielu z nas poza Robertem, Darkiem czy Szymonem zajmowało się wcześniej pracami dekonstrukcyjnymi w zakresie budowlanki. I co? I daliśmy pięknie radę, z uśmiechem na ustach mimo 35 st w słońcu w 2 z 3 dni na miejscu.

3. Nie mogę (i dobrze!) usunąć spod powiek widoków twarzy mieszkańców gminy Wilków. Zaledwie może kilka osób: p. Edyta, p. Waldemar, p. Wiesław, Grzegorz i jego rodzina... Panie w sklepach spożywczych, panowie w sklepach z materiałami budowlanymi, mieszkańcy... Wszyscy, asolutnie i solidarnie, zjednoczeni w dziele odbudowy. I niesamowicie, serdecznie, po polsku wdzięczni za jakąkolwiek pomoc. Nie możemy ich tak zostawić!

4. Ogrom potrzeb jest zatrważający! Ale jednocześnie wróciłem z tego wyjazdu z niezwykłą nadzieją - że choćby ludzie tacy, jak my, gdy się skrzykną, zorganizują , zbiorą fundusze - potrafią osiągnąć piękne rzeczy. Nawet sam fakt, że byliśmy w stanie z biegu, z marszu wnieść odrobinę nadziei w to, że ludzie z zewnątrz o Wilkowie nie zapomnieli, że pomoc jeszcze będzie płynąć, że nie są sami - już samo to momentami wydawało się ważniejsze niż pomoc fizyczna. Nie mówiąc o duchowych czy duszpasterskich rozmowach w wolnych chwilach.

5. Została nam większość środków finansowych, zebranych i przeznaczonych na ten wyjazd (jeszcze raz, serdeczne dzięki dla wszystkich ofiarodawców!!). Nie dlatego, że nie chcieliśmy ich wydać, ale dlatego, że jeszcze nie jest czas, aby przeznaczać je na odbudowę. Większość gospodarstw, które widzieliśmy ciągle usuwa skutki powodzi - gdzie ważniejsza jest siła fizyczna niż środki materialne.

Już niedługo nadejdzie czas odbudowy - wylewania posadzek, odnawiania i malowania ścian, wyposażania pomieszczeń, niejednokrotnie zakupu pralek czy lodówek, szykowania wyprawek dla dzieci do szkoły, etc. Dlatego właśnie do Wilkowa i okolic trzeba wrócić. Dlatego trzeba wracać - w różnej formie: kolejne wyjazdy, paczki, zakup usług (spec od układania podłóg), etc. Jeszcze mi się w głowie tworzy to wszystko - ale już niedługo. Muszę pogadać z kilkoma osobami, ale jestem dobrej myśli :).

6. Mamy pełne poparcie pastora naszego kościoła do tego, aby iść za ciosem i zorganizować kolejny wyjazd na przedłużony weekend w Wilkowie. Może pod koniec sierpnia? Jestem pewien, że byliby chętni, a z wielu względów (trasa, baza noclegowa, zakres robót, osobiste kontakty, znajomość terenu) teraz byłoby łatwiej. Co musiałoby się wydarzyć, gdańszczaninie, żebyś do nas dołączył, albo zorganizował osobną grupę pomocową? Co by się musiało wydarzyć, nie-gdańszczaninie, żebyś pojechał pomóc w Wilkowie i okolicach?

Niech ta myśl nas niepokoi przez jakiś czas, dobrze?

W tę niedzielę na Menonitów w Gdańsku podzielimy się wrażeniami z wyjazdu, opowiemy jak było, co Bóg czynił, jakie są potrzeby. A później pewnie powstanie nowa lista chętnych i nowa propozycja terminu. I nawet jeśli pojedzie zupełnie inne dziesięć osób - nie zmieni się cel: Bogu sprawiać radość, ludziom nieść nadzieję.

Właśnie tak!

Etykiety: