wtorek, lutego 02, 2010

Odkorkowywanie Łukasza: Towarzystwo gerazeńskiego dzikusa (7)

W ósmym rozdziale ewangelii Łukasza (przypomnę czytanej w tłumaczeniu The Message, w przekładzie autorskim a bieżącym własnym ;)), znajdujemy intrygującą historię o tym, jak Jezus wraz z uczniami przeprawia się łodzią na drugą stronę Jeziora Galilejskiego. Tam, z opisów ewangelicznych, wygląda na to, że ma tylko jedno zadanie do wykonania: uwolnić od mocy demonicznej człowieka, którego życie legło w gruzach.

Kiedy rzeczywiście tak się staje, trafiamy na bodaj najdziwniejszy - dla mnie - element tego epizodu. Mieszkańcy owej krainy, Gerazeńczycy, którzy właśnie stracili swój dobytek (Jezus skierował wyrzucone demony w stado świń, które następnie potopiły się, spadając do wody ze skarpy), proszą Jezusa, aby odszedł z ich krainy.

Łukasz podaje następujący powód tej niezwykłej prośby:

"Poprosili Jezusa, aby stamtąd odszedł.
Zbyt wiele zmian, zbyt szybko. Bali się tego"

Łuk. 8:37

Przecieram oczy ze zdumienia nad postawą Gerazeńczyków. I zadaję sobie pytanie, ile we mnie jest takiego nastawienia...

Czy czasem nie bywa tak, że wolę swojego "oswojonego dzikusa", który mieszka gdzieś w jaskiniach, ale jest przewidywalny, ba może nawet legendarny, ale który jest, nigdzie się nie wybiera i nie przestaje straszyć kolejnych pokoleń? Czy nie wolę czasem jego od Jezusa, bo Ten zabiera się za wprowadzanie zbyt radykalnych dla mnie porządków?

Może nie przepadam za zmianami i trudno mi je zaakceptować? Może nie dowierzam takiej transformacji, nie biorę jej pod uwagę wobec "mojego dzikusa"? A może tempo mi nie odpowiada, bo wymaga opowiedzenia się po stronie tego, który nie marnuje czasu? Albo jeszcze inaczej - może po prostu cena poświęcenia "moich stad" jest zbyt duża?

Jeśli boję się Bożych zmian, pozostaje mi tylko towarzystwo gerazeńskiego dzikusa. Ale zaraz, on przecież teraz - uwolniony przez Jezusa - niesie Dobrą Nowinę do swoich. Nowinę, której mocy jest żywym przykładem!

Więc jeśli nie ma już nawet wokół mnie "dzikiego" Gerazeńczyka, być może sam staję się krok po kroku zdziczałym mieszkańcem kolejnych życiowych "jaskiń"? Może strach przed zmianami, które przeprowadzi Jezus, zamyka mnie w duchowych i mentalnych pieczarach?

Jeśli nie zdecydowałem się na "wiatr zmian", może rzeczywiście pozostaje mi tylko świszczący w uszach gerazeński przeciąg?

Nie jestem meteorologiem, ale wiem, że taki duchowy przeciąg z obawy przed Bożymi zmianami powoduje wielkie spustoszenie. Spojrzyj dzisiaj otwarcie z Bożej perspektywy na zmiany, których chce dokonać w Twoim życiu, myśleniu, działaniu. I podejmij decyzje, które musisz podjąć. Z odwagą: zapewniam, że towarzystwo Jezusa ucisza strach przed zmianami.

Będziesz zadowolony, że posłuchałeś głosu Bożego i zmieniłeś miejsce zamieszkania. Gerazeńskie jaskinie nie są dla Dzieci Bożych!

Etykiety: