poniedziałek, września 07, 2009

Nie wyrzuciło nas na zakręcie

Ten post jest kontynuacją, a może uzupełnieniem posta zatytułowanego "Wyrzuci mnie na zakręcie?", a datowanego na 16 czerwca, 2009.

Proponuję zanim będziecie czytać dalej, zapoznać się z nim/przypomnieć go sobie dla kontekstu.

Dlatego, że Bóg dopisał do tamtej historii drugą część.

A ponieważ dzieliłem się pierwszą częścią, swoimi odczuciami, wrażeniami i próbą (brakiem?) zrozumienia tamtych wydarzeń, z przyjemnością podzielę się też drugą częścią, tym bardziej, że oddaje ona chwałę Bogu, a nie ludzkim wysiłkom.

Bóg cudownie otworzył drzwi, żeby nasza córka mogła się dostać do wymarzonej przez siebie szkoły. Dał jej niezwykłą przychylność nauczycielki, która mimo słabego stanu zdrowia, poruszyła niebo i ziemię, by N. znalazła się w tej szkole.

Szczególnie trudne było ostatnie kilka dni, sama końcówka sierpnia i pierwsze dni września. Nam jako rodzicom zostawała już tylko (a może aż?) wiara. To niewytłumaczalne czasem przekonanie, że Bóg zabrał tę sprawę z naszych rąk nie po to, abyśmy nie mieli tej radości, ale po to, aby ofiarować nam ją z powrotem jako dar jego wolnej łaski.

I tak właśnie się stało.

Kiedy wszystko wyglądało na "nie", Jezus powiedział swoje "tak"!!

Prosty tekst tego posta nie odzwierciedla w żadnym stopniu emocji i wdzięczności jakie nam tego dnia towarzyszyły. Nasz Bóg spełnia marzenia! Nawet tak codzienne i może banalne, jak marzenia dziecka o szkole i możliwości rozwoju swoich talentów.

Panie Jezu (wiem, że to czytasz :)) - przyjmij chwałę i cześć z mojego serca za ten dar! Prawdziwie, żadna sprawa nie jest dla Ciebie za mała, abyś mógł z niej odebrać sobie chwałę. Chwała Ci Panie! :)

Etykiety: