środa, grudnia 17, 2008

Coś więcej niż dary i pokłony


Okres przedświąteczny, mimo całego zamieszania zawodowego i w otaczającym mnie świecie, zdecydowałem się poświęcić na refleksje. Celowo zadumać się nad Bogiem, Jego Królestwem, każdym z nas, Jego planami, etc...

Zauważam przykładowo, że wokół Jezusa ludzie gromadzili się kiedy działo się coś nietypowego (gwiazda prowadząca trzech króli, aniołowie, którzy poinformowali pastuszków o Jego narodzeniu) lub kiedy ci ludzie mogli w jakiś sposób skorzystać z Jego obecności (niezwykła mądrość widoczna w nauce 12-letniego Jezusa w świątyni, Jego późniejsze uzdrowienia i cuda).

Widzimy, że dość sporo ludzi podąża do Jezusa w Betlejem - do Jezusa, który jest relatywnie niegroźny, jest dzieciątkiem, któremu można przynieść dary (królowie) lub oddać pokłon (pastuszkowie). Kiedy jednak ten Jezus dorasta, nie czytamy nigdzie w ewangeliach o tym, żeby królowie i pastuszkowie z Betlejem stali się Jego uczniami i naśladowcami. Ba, wygląda na to, że Biblia nie wspomina już wcale na ich temat.

Grupa ludzi, którzy gromadzili się wokół Jezusa w czasie Jego ziemskiej służby zmieniała się - na stałe pozostali Apostołowie, kobiety które Mu usługiwały i grupa wiernych uczniów. W Getsemane tych którzy towarzyszyli Jezusowi było już mniej. Pod krzyżem - jeszcze mniej. A do grobu poszły już tylko nieliczne niewiasty.

Podejrzewam, że jestem trochę podobny do innych ludzi. Mnie też łatwiej jest oddawać "dary" i "pokłony" Jezusowi, kiedy wszystko jest dobrze, moje życie układa się jak należy, a baby Jesus radośnie gaworzy w stajence przy dźwięku jazzowych kolęd. Co jednak z moim posłuszeństwem kiedy to, co Jezus dzisiaj mówi można by uznać za "twardą mowę, której niewielu może słuchać" (Ew. Jana 6:60)? Co kiedy jest mowa o wzięciu na siebie swojego krzyża, zaparciu się samego siebie i pójściu za Nim? A jeśli droga za Nim wiedzie przez Golgotę, przez Krzyż i dopiero później pełne chwały Zmartwychwstanie?

Na nowo zdaję sobie sprawę z tego, że nasze życie z Bogiem ma być czymś więcej niż tylko "darami" i "pokłonami", składanymi wtedy kiedy przemówi do nas anioł lub dzieje się coś dobrego...

Może warto w okresie świątecznym poddać się refleksji nad tym, jaka jest nasza relacja z Jezusem na codzień. W chwilach dobrych i złych. Przez życie. Przez całe życie.

A jeżeli jeszcze nie nie czujesz, że mógłbyś się zwrócić do Boga per "Tatusiu" - może warto westchnąć do Niego o to, aby relacje między Wami się nawiązały lub poprawiły. Wiem, że pomaga w tym zapoznanie się z treścią Nowego Testamentu. To może być pierwszy krok, kiedy pozwolisz Bogu mówić o tym, co dla Niego jest ważniejsze w Tobie niż "dary" i "pokłony".

Ja będę nadal o tym myślał przez te święta. A Ty?

Etykiety: ,