poniedziałek, stycznia 28, 2008

Krótki felieton-zajawka

Zgodnie z obietnicą, kilka najbardziej reprezentatywnych (a może i nie?) zdjęć z komentarzem. Michał pracuje nad filmikiem - wtedy będzie można zobaczyć więcej. Ale i tak żadne zdjęcia nie oddadzą *klimatu* tego wyjazdu. Trzeba pojechać samemu, mówię Wam :)

W polskim salonie fryzjersko-makijażowo-manicure'owo-masażowym udało nam się łącznie usłużyć ponad dwudziestu osobom - głównie kobietom, nie tylko z racji tematycznej, ale również dlatego, że panowie w tym samym czasie grali w piłkę nożną.

Mimo tylko kilku prób w ciągu paru dni w Balby House, przedstawiony przez nas dwudziestominutowy teatrzyk bardzo się spodobał młodej publiczności. Mamy nadzieję, że jego przesłanie - o krzyżu - dotarło również do pokolenia rodziców i dziadków.

Zdecydowanie największą furorę zrobili drwale, w brawurowej kreacji Bogdana i Roberta.

Podczas sobotniej uczty polskiej (podaliśmy żur biały z kiełbasą i polskim chlebem, gołąbki i ciasto drożdzowe) gościliśmy łącznie ok. pięćdziesięciu dorosłych i dwadzieścioro dzieci. Co najpiękniejsze wśród rozmów indywidualnych mieliśmy wielokrotnie okazje dzielić się Ewangelią i opowiadać o tym, co Bóg czyni w naszym życiu. Nie przesadzę, jeśli powiem, że był to czas Bożej przychylności dla nas wszystkich.

Dzięki pomysłowości Karoliny dzieci miały możliwość pomalowania twarzy, zrobienia wycinanek i figurek z masy solnej. Kolejka do malowania twarzy była tak długa, że zaprzyjaźniona Angielka, która się tym zajmowała, musiała... wydawać numerki. Na zdjęciu: Kasia przy stole z wycinankami.

Na niedzielnym nabożeństwie w ICCD goścliliśmy Gosię i Dorotę. Chwała Bogu!

Pozytywne Boże "rozciąganie" odczuwaliśmy przez cały czas: przykładowo, dostaliśmy do dyspozycji 16-osobowy minibus. Zgadnijcie, kto się zdecydował nim jeździć w ruchu lewostronnym. Bóg jest dobry :)