środa, grudnia 29, 2010

Zdobywcy (4): Umyta i uśmiechnięta twarz

W serii rozważań - zatytułowanej "Zdobywcy" - stawiam sobie za cel przyjrzenie się fragmentom Księgi Objawienia w moim autorskim przekładzie na polski z tłumaczenia The Message. Chcę to zrobić pod kątem aspektów zwycięskiego życia, do którego powołuje nas Bóg.

Zaczynam od siedmiu wezwań, skierowanych przez Ducha Bożego do siedmiu kościołów w rozdz. 2-3 Objawienia.

Do każdego z wezwań, dołączone jest zadanie dla Zdobywców oraz nagroda, którą przygotował dla nich Bóg. Pochylmy się wspólnie i zobaczmy, co musi się wydarzyć, aby Jezus Chrystus uznał nas za Zdobywców:

Zadanie:

"Maski nie robią na mnie wrażenia. Prześwietlam wszystkie
motywacje człowieka. Trzymaj się prawdy, zanim się zjawię"

Obj. 2:23

Nagroda:

"Oto nagroda dla każdego Zdobywcy, który wytrwa
i nie odpuści: będzie rządził narodami. [...]
Ten dar Ojciec dał mnie, a ja przekazuję go Wam"

Obj. 2:26

Mam wrażenie, że czasem chcę, aby coś innego robiło na Bogu wrażenie. Dopasowana maska, wystudiowane postawy, "chrześcijańskie" zachowanie - czy na to wszystko Bóg nie zwraca żadnej uwagi? Zwraca - i tak bardzo, że aż tego nienawidzi :)

Stąd właśnie dzisiejsze zadanie: prześwietlić własne motywacje, tak aby światło Bożego lasera usunęło maski, by została wyłącznie goła Prawda. Zdaniem Biblii, nie można zostać Zdobywcą pomijając ten etap.

Przypomina mi to wypalanie w piecu ognistym (werset 18). A Tobie?

Wypalanie tego co z nas: często niemądrego, pochopnego, cielesnego, chcącego zrobić wrażenie. A zatem - w świetle tych wersetów - nieprawdziwego. Po takim wypaleniu zostają dwie opcje: albo goły uciekam w las i nigdy się już nikomu ze wstydu nie pokazuję ;), albo ubieram się w prawdę tego, co Boże Słowo mówi na mój temat.

A mówi, że zostałem stworzony na Boży obraz i podobieństwo. Że (z)grzeszyłem wybierając to, co złe, ale Bóg przygotował odkupienie w Jezusie Chrystusie. Że jeśli z tej ofiary skorzystałem (a skorzystałem i korzystam na codzień), stałem się Bożym dzieckiem, Jego dziedzicem, a Bóg pragnie, abym naśladował Jezusa Chrystusa i przemieniał się (ponownie!) na Jego obraz. I że nie jestem w stanie do tego Bożego planu nic dodać, oprócz posłuszeństwa Mu, aby go nie zepsuć.

Zasłona w świątyni została rozerwana z góry na dół w momencie śmierci Jezusa po to, aby nikt dzisiaj samodzielnie nie musiał oddzielać się od czystej relacji z Bogiem jakąkolwiek maską.

Stąd właśnie ta dziwna-niedziwna dzisiejsza nagroda dla Zdobywcy: ten, kto będzie w stanie pokierować sobą i usunie z relacji z Bogiem wszystko, co go oddziela od stanięcia z Nim twarzą w twarz, dostanie bardziej odpowiedzialne zadanie. Zadanie pokierowania innymi, aby podjęli się takiego samego kroku.

Przed Bogiem nie ostanie się nic sztucznego. To co oddziela Zdobywców od bojaźliwych to moment, w którym opadnie ostatnia maska. Kiedy to się stanie? Jak najszybciej, już za życia? Czy na Sądzie Ostatecznym? Wybieram to pierwsze rozwiązanie.

Bo nie mam takiej maski, która na Bogu zrobiłaby takie wrażenie jak moja umyta i uśmiechnięta twarz. I tego będę się trzymał!

Etykiety: