niedziela, kwietnia 25, 2010

Spotkanie "Flourish" w Dublinie

Z największą przyjemnością przedstawiam poniżej relację ze spotkania "Flourish", które odbyło się z udziałem sporej grupy naszych rodaków. Autorem tekstu jest lider społeczności polskiej przy kościele St. Mark's - Rafał Janowski. Oby więcej takich inicjatyw!


Flourish 17.04.2010

St.Marks w Dublinie

Polacy w kościele St.Mark’s w Dublinie to liczna grupa. Spotykamy sie w każdą niedzielę na irlandzkich nabożeństwach, a w każdą pierwszą i trzecią niedzielę na naszych polskich spotkaniach i nabożeństwach, które odbywają się od 2 lat. Kościół, w którym jesteśmy, jest bardzo otwarty na obcokrajowców. Z racji tego, że Polacy stanowią największą grupę, zostaliśmy ostatnio zaproszeni do wzięcia udziału w wyjątkowym spotkaniu.

“Flourish” (ang. rozkwitanie, kwitnienie) to spotkania cykliczne, skierowane głównie do płci pięknej. Kobiety mają wtedy sobotni poranek wyłącznie dla siebie, jest śniadanko, “kaffusia”, manicure, pogaduszki, wspólne uwielbienie i modlitwa - to tylko niektóre z rzeczy, które przyciąga tak wiele kobiet z Dublina. Fakt, że Polaków w Irlandii jest bardzo dużo (podobno ponad 250 tysięcy), skłonił naszych przyjaciół do wykorzystania sytuacji i zapoznania się z naszą kulturą czy jedzeniem lepiej. Pyszne polskie kiełbaski, szynka, ser, pieczywo zawsze robią furorę za granicą :). Zwłaszcza, że w samym centrum Dublina jest kilkanaście polskich spożywczaków.

Sobotnie spotkanie zaczęło się o 9:30 rano. Pięknie wystrojony budynek kościoła w kolorach biało- czerwonych, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przed wejściem do sali głównej wisiały flagi: polska i irlandzka. W korytarzu było sporo zdjęć z opisem naszych wyśmienitych Polaków: Lech Wałęsa, Mikołaj Kopernik czy Fryderyk Chopin to tylko niektóre z postaci. W sali głównej pięknie przystrojone stoliki i najważniejsze - namiot z polskim jedzeniem: kiełbasa śląska, kabanosy, ser wędzony, ser biały, ogórki kiszone, chrzan, ćwikła, smalec, pieczywo, a na innych stolikach: serniki, ciasta z kremem, jabłeczniki i inne pyszności przyrządzone przez nasze kochane Polki z kościoła. Mniam!



(autor tekstu: drugi od prawej)

Kobiety stanowiły niekwestionowaną większość uczestników. Czterech mężczyzn, w tym ja, było zaangażowanych w “kelnerowanie” i zapraszanie Pań do degustacji. Było naprawdę sympatycznie. Na początku musieliśmy przełamać pierwsze lody. Pomogły mi w tym moje ulubione czekoladki “Michaszki”. Szybka degustacja przyciągnęła większość kobiet do naszego “orientalnego” polskiego namiotu :). Wszyscy się zajadali naszymi produktami. Do tego musieliśmy tłumaczyć, co to jest chrzan, smalec czy ogórek kiszony. Było zabawnie :).

Po śniadaniu, oficjalne rozpoczęcie spotkania poprowadziła żona naszego pastora - Susan. Poprosiła mnie, żebym opowiedział “tubylcom” o Polsce. Zaskoczony, musiałem trochę improwizować. Opowiedziałem o naszym pięknym kraju w kilku zdaniach i przeszedłem do lekcji języka polskiego. Uczyliśmy się, jak powiedzieć “dzień dobry” i “dziękuję”, choć muszę powiedzieć, że bardzo kusiło mnie coś łamiącego język, np. “chrząszcz brzmi w trzcinie”. Następnym razem :).

Później zostaliśmy poproszeni do zaśpiewania piosenki uwielbieniowej po polsku. Wybraliśmy prostą pieśń “Jesteś Królem”. Tekst był przetłumaczony na jęz. angielski, żeby było łatwiej nas zrozumieć. Następnie Ola opowiedziała skrócone świadectwo swojego nawrócenia do Boga, a gość specjalny - Irlandka - zachęcała wszystkich do pogłębiania relacji z Jezusem.

Było naprawdę świetnie, a na koniec nastąpiła prawdziwa inwazja. Wygłodniałe kobietki ruszyły szturmem na nasz namiot. Nie mogłem uwierzyć, że zniknęło prawie wszystko. Zostały tylko ogórki kiszone i smalec :). Większość jedzonka zapakowaliśmy naszym wspaniałym gościom na wynos. Dobrze jest się integrować i poznawać! Mamy tak wiele jako Polacy do zaoferowania, że jedzenie jest tylko pewną wizytówką. Na pewno dobrą!

Etykiety: ,