środa, listopada 25, 2009

Cytat tygodnia

"Chrześcijanie są jak nawóz.
Kiedy się ich porozrzuca po okolicy, stymulują wzrost.
Kiedy natomiast zostawi się ich w jedym miejscu,
zaczynają śmierdzieć" ;)


Travis Johnson


Etykiety:

4 Comments:

At 5:20 PM, Anonymous Anonimowy said...

bardzo pouczająca myśl;
czy dostrzegasz symptomy w miejscu, do którego uczęszczasz? czy to tylko myśl rzucona, gdzieś tam przeczytana?

 
At 5:50 PM, Blogger Harry said...

Zdecydowanie dostrzegam w naszej społeczności, że im więcej się "rozrzucamy" na ludzi wokół nas, im więcej szukamy okazji do tego, aby ich ubłogosławić czynem i słowem, tym bardziej stymulujemy wzrost.

A myśl pochodzi (choć nie wiem, czy jest jego) z południowego skrawka stanu Floryda - i mam wrażenie, że tam też ta zasada działa :).

 
At 6:28 PM, Anonymous Anonimowy said...

jeśli mozna, zacytuję pewną pouczającą historie autorstwa Richarda Wheatcrofta:


"Na niebezpiecznym odcinku wybrzeża, gdzie często rozbijały się statki, znajdowała się kiedyś prosta i niewielka stacja ratunkowa. Jej budynek był zaledwie chatą i posiadała tylko jedną łódź, ale kilku jej członków nieustannie obserwowało morze, i nie myśląc o sobie, w dzień i w nocy udawało się na poszukiwanie rozbitków. Ta niezwykła mała stacja uratowała życie wielu osobom, więc wkrótce stała się sławna. Niektórzy z uratowanych, a także inne osoby z okolicy chciały przyłączyć się do stacji i poświęcić swój czas, pieniądze i wysiłki na popieranie jej pracy. Zakupiono nowe łodzie i wyszkolono nowe załogi. Niewielka stacja ratownicza zaczęła się rozwijać.
Z czasem, niektórym z jej członków nie podobało się, że budynek był tak surowy i niedostatecznie wyposażony. Uważali, że powinno się zapewnić więcej wygód w miejscu pierwszego schronienia dla osób uratowanych z morza. Więc wymienili prowizoryczne koje na łóżka i wstawili lepsze meble do powiększonego budynku.
Teraz stacja ratunkowa stała się popularnym miejscem spotkań jej członków, którzy bardzo ładnie ją umeblowali i przyozdobili, ponieważ służyła im jako pewnego rodzaju klub. Mniej członków było teraz zainteresowanych wyruszaniem na morze, więc najęli oni załogi do łodzi ratunkowych, aby wykonywały tę pracę. Motyw ratowania życia wciąż przeważał w dekoracjach klubu, a w pokoju, w którym odbywało się przyjmowanie nowych członków stała liturgiczna łódź ratunkowa.
Mniej więcej w tym czasie u wybrzeży rozbił się duży okręt, a wynajęte załogi dobijały do brzegu z łodziami pełnymi zmarzniętych, przemoczo- nych i na wpół utopionych ludzi. Byli brudni i chorzy, a skóra niektórych z nich miała czarny lub żółty kolor. Wspaniały, nowy klub znalazł się w chaosie. Zatem komitet zajmujący się posesją natychmiast po tym wydarzeniu wybudował na zewnątrz klubu budynek z prysznicami, gdzie rozbitkowie mogliby się umyć przed wejściem do środka.
Na następnym spotkaniu wśród członków klubu nastąpił rozłam. Niektórzy członkowie chcieli zaprzestać działalności ratunkowej, jako że była ona nieprzyjemna i przeszkadzała w normalnym, życiu towarzyskim klubu. Inni członkowie nalegali, że ratowanie rozbitków jest ich podstawowym celem i zwracali uwagę na to, że wciąż jeszcze nazywali się stacją ratunkową. Zostali jednak przegłosowani i powiedziano im, że jeżeli nadal chcą ratować życie najrozmaitszym rozbitkom, których okręty rozbijały się na tych wodach, to mogą założyć swoją własną stację ratunkową w innym miejscu. Tak też zrobili.
W miarę upływu lat, nowa stacja przechodziła przez te same zmiany, które miały miejsce w starej. Przekształciła się ona w klub i otworzono jeszcze jedną stację ratunkową. Historia wciąż się powtarzała, i jeśli odwiedzi się dzisiaj ten odcinek wybrzeża, znaleźć tam można wiele ekskluzywnych klubów. Nadal często rozbijają się tam okręty, ale większość rozbitków tonie...!”

 
At 4:28 PM, Anonymous Anonimowy said...

zgadzam sie.Dlatego sie ciagle przemieszczam ;-)Pozdrawiam
Ania

 

Prześlij komentarz

<< Home