Reportaż z Southampton
Zdaję sobie sprawę, że kilka zdjęć nie jest w stanie oddać atmosfery tego wyjazdu, ale... wrzucę je mimo to :). Krótko jest skomentuję i będzie przynajmniej zajawka na bieżąco. Acha, poproszę również Monikę, aby napisała jakieś świadectwo, to się wrzuci na bloga.
Aaa była również Ania T. z Gorsley, to może też cosik skrobnie?
No to lecimy:
Sklep "Malinka", który oprócz Baltic Foods był główym obiektem naszego działania z Marcinem. Tutaj (i w czterech innych miejscach w "polskiej" dzielnicy Shirley i w Portwood) rozmawialiśmy z Polakami, zapraszając ich na spotkania w ramach polskiego weekendu.
W piątek wieczorem na powrocie z rozmów ulicznych, wpadliśmy z Marcinem na kilka minut do przydrożnej kaplicy, gdzie odbywało się nabożeństwo prawie-w-pełni-murzyńskiego zgromadzenia kościoła Lighthouse Chapel Int'l. Dwóch białasów natychmiast powiększyło o sto procent populację bladych :).
Trafiliśmy akurat na moment radosnego śpiewania i pląsania w takt muzyki do zbierania ofiary, więc z entuzjazmem włączyliśmy się w rytmiczne kręcenie bioderkiem ;).
Najbardziej aktywnie w ewangelizacji uczestniczyła piątka dżentelmenów mających "trudną przeszłość", a niejednokrotnie i problem alkoholowy. Widać było, że toczy się w nich walka dobrego ze złem. Na wezwanie ewangelisty wszyscy wyszli do przodu, z prośbą o modlitwę. Mam nadzieję, że uchwycą się mocno postanowienia przybliżenia się do Boga, które podjęli tamtego wieczoru...
W czasie uwielbienia podczas anglojęzycznego nabożeństwa w Riverside Family Church w Southampton. Na pierwszym planie ewangelista Marek Tomczyński, po lewej stronie w pierwszym rzędzie, pastor zboru - Paul Finn.
Fragment częstych i sensacyjnych rozmów z Grzegorzem. Ten akurat zapewne na temat "znaczenia zupy miotycznej dla poziomu wzrostu liczby jurt mongolskich" :)
A tu już kanapowe zdjęcie z moimi wspaniałymi gospodarzami: Marcinem, Marzeną i Samuelem Wietrzykami. Korzystanie z ich uprzejmości było dla mnie bardzo odświeżające. To świetne, radosne i bardzo sympatyczne małżeństwo. A Samisław to mój najlepszy kolega. Howgh!
Jakoś mało mi tych zdjęć wyszło. Piszę do Moniki, żeby coś dorzuciła! :)
Etykiety: Southampton, wyjazd 18B
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home