czwartek, grudnia 13, 2007

Pierwsze impresje z Doncaster i Newton Aycliffe

Zanim zbiorę i opublikuję więcej gościnnych zdjęć z naszego pobytu w Doncaster (jeden dzień) i Newton Aycliffe/Durham (cztery dni) - bo oczywiście wzięliśmy wszystko, ale zapomnieliśmy aparatu fotograficznego! - kilka impresji na gorąco.

Piątek w ubiegłym tygodniu spędziliśmy z Bogusią (na zdjęciu po lewej :)). Usiedliśmy sobie najpierw w kawiarence Costa Coffee na wyśmienitym latte (de facto Costa właśnie wchodzi do Polski, będzie okazja popróbować), a później na jakiejś kolacyjce i rozmawialiśmy się rozwija się praca wśród Polaków w Doncaster. I muszę powiedzieć, że słuchało się tego ze łzami w (duchowych) oczach. Naprawdę. Bogusia zapewne tego nie przyzna, ale naprawdę wykonuje super-robotę. Jeżeli po zaledwie kilku tygodniach w Doncaster już co tydzień spotyka się grupa kobiet, które planują robić to regularnie, to to jest rekord Polski jak dla mnie.

Zresztą poczytacie sami - rozmawiałem z Bogusią na temat wrzucania przez nią tygodniowych raportów na naszego bloga. W ten sposób zarówno osoby, które miały przyjemność poznać ją osobiście w czasie pierwszego wyjazdu misyjnego do Doncaster, jak i te które dopiero przygotowują się do kolejnych, będą miały możliwość śledzić na bieżąco to co się dzieje. Bogusia zgodziła się pisać dla nas, więc już przed świętami powinien ukazać się pierwszy odcinek jej "zapisków".

W Newton Aycliffe atmosfera świąt (ach, te podświetlane mikołaje ;)) i ich święta - właśnie na niedzielnym nabożeństwie ogłoszono, że z początkiem przyszłego roku kościół zmienia nazwę na Xcel Church. Wtedy właśnie rusza budowa wielkiego obiektu konferencyjnego pod nazwą Xcel Centre - który będzie stanowił największy tego typu ośrodek w tym okręgu (Northeast poza Newcastle). Przywódcy kościoła pomyśleli (i słusznie!), że rozwijając działalność również na Durham i Darlington lepsza będzie bardziej uniwersalna nazwa niż Aycliffe CLC.

Już w sobotę wieczorem mieliśmy możliwość zagrać z pięcioma naszymi rodakami w halową piłkę nożną. Ponieważ Anglików było tylko czterech (bo Stewart nie zdecydował się zagrać), niżej podpisany... zadebiutował w barwach Królestwa Albionu: w pierwszej połowie na obronie, w drugiej - kiedy płuca wysiadły - na bramce. Z dumą przyznam, że wpuściłem tylko jednego gola, a mecz zakończył się wynikiem 14-4 dla... nas ("Anglików") :).

W sobotę, poniedziałek i wtorek zapraszaliśmy naszych rodaków na spotkania "Dni polskich", rozdawaliśmy kalendarze polskie na rok 2008 oraz zaproszenia (po polsku!) na nabożeństwa świąteczne w CLC. Jak się okazuje bowiem, nie wszyscy nasi rodacy wracają do Polski na Boże Narodzenie. Cóż, czasami bardziej opłaca się zapłacić przysłowiowej babci za bilet na wyspy, żeby dołączyła do rodziny, niż przewozić całą rodzinę do kraju. W efekcie na niedzielnym nabożeństwie wieczornym pojawiły się Aneta i p. Barbara (z którymi zaprzyjaźniliśmy się już w lipcu) oraz Artur. Miło nam było ich gościć, tym bardziej, że okazało się, że również w międzyczasie byli już w trójkę na nabożeństwie (pod naszą nieobecność jesienią). Super!

W poniedziałek mieliśmy spotkanie w jednej z agencji pracy, która rekrutuje Polaków do pracy w lokalnych przedsiębiorstwach. Dzięki dużej otwartości i przychylności jej pracowników, mogliśmy lepiej poznać ich procedury - jesteśmy na dobrej drodze, by włączyć pakiet informacji o pomocy niesionej Polakom lokalnie przez CLC i nasze misje do informacji rozsyłanych przez tę agencję do kandydatów do pracy. W poniedziałek wieczorem spotkaliśmy się na kawie/herbacie w kawiarence Builder's Arms. Miło było poznać i porozmawiać z Eweliną, która przyszła na zaproszenie Sandry z CLC.

(na zdjęciu: w tylnym rzędzie: Ian, Bonnie, Marek, Ewelina, Sandra, John i Christine oraz Christine i Stewart, z przodu: Phil, ja, Aneta. Marcin i Liz najwyraźniej musieli wtedy robić zdjęcie, skoro ich na nim nie ma).

We wtorek, zgodnie z programem, w wieczornej części dnia mieliśmy możliwość wybrać się na niecodzienne wydarzenie - służba mężczyzn w CLC zorganizowała pokaz boksu tajskiego w wykonaniu byłego trzykrotnego mistrza świata Richarda Smitha oraz jego podopiecznego Liama Harrisona (tutaj można poczytać o gymie Richarda). No robi to wrażenie, tym bardziej, że dość nieopatrznie usiadłem w... pierwszym rzędzie :). Trzeba przyznać, że Richard mimo, że od trzech lat nie uprawia już aktywnie tego sportu jest w świetnej formie. Najlepsze jest jednak to, że jest świadomie wierzącym człowiekiem, o czym również opowiadał na spotkaniu.

Motywem, który stale przejawiał się przez te kilka dni w Newton Aycliffe jest rosnąca potrzeba ewangelicznie wierzącej osoby, która tam zamieszka i zajmie się "z pierwszej ręki" pracą wśród Polaków. Chyba nikt jeszcze na tym etapie nie ma pojęcia, czy będzie to jedna osoba (kobieta, mężczyzna), małżeństwo, rodzeństwo, czy rodzina, czy przyjadą tutaj do Aycliffe z Polski, czy przeprowadzą się już z Wysp. Ale warto się już dzisiaj o to zacząć modlić. To sobie obiecaliśmy z liderami kościoła CLC - to będzie nasze najbliższe wyzwanie, a jednocześnie kolejny etap, wierzę, Bożego działania w Aycliffe i okolicach.

Jesteśmy wdzięczni Stewartowi i Christine Brown za serdeczną gościnę, a wszystkim w CLC za zainteresowanie i przyjaźń. To był dobry i wielce potrzebny czas - wierzę, że Bóg będzie nadal błogosławił pracy wśród Polaków na północnym wschodzie Anglii.

PS. Dla wtajemniczonych: ciekawe co z kolegami z Gwatemali :).

Etykiety: